środa, 4 maja 2016

3. Bangtan Purity "Amnesia"

BANGTAN PURITY





Oluś, nie, nie możesz poprawić. *We are sick!*
Amyś, nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij.


Ilość słów: 3112
Hope you like it.
Obudził mnie Jin. Na wstępie zdobył u mnie wielkiego plusa za to, że pomimo, iż zastał nas z Taehyungiem przytulonych i z poplątanymi nogami, nie powiedział ani słowa.
 Kiedy wyszłam z pokoju Jungkook zajmował łazienkę na górze, więc Jin pokierował mnie na dół. Drzwi do drugiej łazienki mieściły się na lewo od kuchni. Kiedy skończyłam poranną toaletę, Kookie nadal siedział w łazience. Kiedy zjadłam śniadanie, z góry nadal słychać było szum prysznica. Kiedy zebrałam się do kupy i czekaliśmy już tylko na niego, Kookiego nadal nie było.
Kiedy Jin dobijał się do drzwi, a Suga na cały głos zaczął kląć na maknae, że przez niego znowu został obudzony, Kookie wyszedł z łazienki. Jin zapakował nas do samochodu.
 Solennie obiecałam, że po szkole nigdzie ucieknę, że nikomu nic o nich nie wygadam i że zadzwonię, jak skończę lekcje. Podyktował mi swój numer i poprosiłam, żeby był przed piętnastą.
 Czyżbym dorobiła się szofera?
 Większość drogi jechaliśmy w milczeniu. Byłam zbyt zaspana, żeby zacząć rozmowę. Chłopaki chyba z resztą też. Zajrzałam do torby, chcąc wyjąć słuchawki, ale niestety ich nie znalazłam. Westchnęłam głośno, czując jak mój świat się wali. Widziałam czerwone niebo i rozstępującą się ziemię. Gruzy budynków, drzewa stojące w ogniu…
 -Coś się stało?- spytał Jungkook.
 -Nic. Zapomniałam słuchawek…
 Chłopak zdjął z szyi swoje słuchawki i mi je podał.
 -Nie trzeba- zaoponowałam.
 -Spokojnie, mam jeszcze jedną parę.- uśmiechnął się- Tylko postaraj się ich nie zepsuć.
 -Postaram się- obiecałam. Skąd te podejrzenia?
 Dzień w szkole minął całkiem owocnie. Nauczyciele nawet mnie nie przepytali. Zostałam tylko dosłownie przymuszona do nauczenia się piosenki na szkolne przedstawienie. Później jakoś się z tego wymigam. Jasne. Niestety, nie trudno było odczytać tę aluzję, jaką moi koledzy sprzedali polonistce- nauczyciel pyta się o chętnego, a wzrok wszystkich kieruje się na mnie.
 Kocham moją klasę i gorąco ją pozdrawiam.
 Chuj wam wszystkim w dupę. Chuj. W dupę.
 Udzieliłam jeszcze kilku wywiadów, co też porabiałam w weekend. Po krótkiej bitwie z myślami okazało się, że pojechałam na weekend do Daniela.
Właśnie, nie przedstawiłam Wam jeszcze mojego przyjacielo-brato-mamo-tatę. Oto Damian niedawno skończył 18 lat, ma nieco ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, ciemne, miękkie włosy i wszyscy go kochają. Tak. Jest moim przyjacielem od długich rozmów i porad, bratem, który zawsze mnie obroni, mamą, która zawsze się o mnie troszczy, nakrzyczy, pocieszy. Tatą, który martwi się o naukę i przyszłość. I chłopaków.
 Jest najważniejszą osobą w moim życiu. Mama mnie olewa. Jestem dla niej kulą u nogi.
 Powiedziała mi to w twarz.
 Tata nie żyje. Miałam też młodszą siostrę, Wiki. Mama obwinia mnie za ich śmierć. Niestety słusznie, ale zdążyłam już się z tym pogodzić.
 Nigdy długo nie trzymam w sobie smutków, ani żali. Jakoś tak, jestem mało uczuciowa, trudno mnie zranić.
Daniel dopadł mnie prawie od razu i zaczął zbierać wywiad. U kogo spałam, co jadłam, czy na pewno nic mi nie jest, czy mam dokąd iść, czy mam jakieś rzeczy.
 Kiedy dowiedział się, że mam nowych kolegów pobladł.
 Bo to się jeszcze nigdy dobrze nie skończyło.
 Jak zapytał się pierwszy raz kim są, pamiętałam o obietnicy Jina, żeby nikomu nie mówić. Po dziesiątym powtórzeniu tegoż pytania, stwierdziłam, że przecież Daniel i tak nic nie wygada. Kiedy powtórzył się po raz pięćdziesiąty zaczęłam się zastanawiać, czy w ogóle uwierzy. Po setnej powtórce zaczęłam formułować wypowiedź.
 Po tysiącu stwierdziłam, że brzmi to tak niedorzecznie, że weźmie mnie za idiotkę.
 -Musisz sam ich poznać- orzekłam w końcu wyrok.
 -I świetnie. Kiedy?
 -Em… musiałabym się ich spytać.
 -To pytaj- pogonił mnie.
 -Jak wrócę, nie mam ich nu…
 Przypomniałam sobie o numerze Jina. Dla pewności sięgnęłam do tylnej kieszeni jeansów i wyjęłam telefon. Przeszukałam kontakty.
 -Jednak mam. Ale nie chce im robić kłopotów, no zrozum… Od razu sprowadzać im kogoś obcego do domu?
  Damian chwilę się zastanowił.
 -Ale pogadaj z nimi, jak wrócisz. Od razu.
 -Obiecuję. Już mi nie ufasz?- uśmiechnęłam się.
 -Ja się boję twoich… jak ich nazywasz?-urwał na chwilę.- Tych twoich znajomości.
Zrobiłam urażoną minę.
Czułam na sobie podejrzliwy wzrok Damiana, gdy podjechał po mnie wielki, jak się później dowiedziałam, Mercedes Viano, a ja wsiadałam do środka. I witałam się z dwoma mężczyznami.
 W Damianie obudził się chyba instynkt tacierzyński, bo posłał im mordercze spojrzenia, po czym odprowadził nas wzrokiem. Nie umknęło to uwadze Jina.
 -Kim jest ten małolat z mordem w oczach?
 Muszę wyguglować, czy przy przypadkiem jednak nie ma zdefiniowanego takiego pojęcia, jak instynkt tacierzyński.
 -Mój najlepszy przyjaciel- odparłam.- Chciałby was poznać.
 -Chciałby nas poznać? Powiedziałbym raczej „pozabijać”- sprecyzował Kookie.
 -Po prostu martwi się o mnie.
 -To gdzie był, kiedy ty naćpana spokojnie popijałaś, siedząc na barierce nad skrzyżowaniem?
 -Nie byłam naćpana!- zaprzeczyłam.
 -Ale pijana owszem!- naciskał Jin.
 -Cicho.- parsknęłam- Nie zapowietrzaj się- dodałam ciszej, ale Jin odwrócił spojrzenie od drogi i posłał mi znaczące spojrzenie.
 Przepraszam, mamo.
 -To kiedy mamy się spodziewać twojego przyjaciela?- zmienił temat Kookie.
 -Kiedy tylko będzie wam odpowiadało. Nie chcę sprowadzać jeszcze więcej obcych ludzi. Z resztą, sama jestem problemem… Tylko mówcie, ja mogę się wypro-
 -Nie jesteś problemem- przerwali mi jednocześnie.
 -Zaproś go kiedy chcesz- powiedział Jin.- Tylko jeśli nagle zjawi się tu tłum fanek, to lojalnie cię uprzedzam, że Suga i J-Hope cię zabiją.
 Spokój, z jakim wypowiedział końcówkę, mnie rozwalił.
 -Suga to cię za to najpierw zgwałci, a dopiero potem zabije i zakopie w rowie- mruknął pod nosem szatyn.
 -Pocieszające- odmruknęłam, unosząc brwi.

 Kiedy dojechaliśmy, od razu poszliśmy z Jungkookiem do swoich pokoi. Wyjęłam z torby wszystkie książki i ułożyłam na jedną stertę te, z których muszę się pouczyć, albo odrobić zadania domowe, a na drugą wszystko pozostałe. Pierwszy stosik był, oczywiście, czterokrotnie większy od drugiego. Nie wiedząc, od czego zacząć, zeszłam na dół zobaczyć, co robią chłopaki. To na pewno rozwiąże mój problem. W salonie na fotelu (tym moim fotelu), siedział Hoseok. Kanapę zajmował Taeś, który leżał z głową opartą na kolanach Jimina.
 Zaciekawiły mnie jednak zapachy dobiegające z kuchni. Skierowałam się w tamtą stronę i zastałam Jina, krzątającego się przy garach.
 -Co robisz?- zaciekawiłam się.
 -Coś a’ la mięsne sajgonki- odpowiedział, nie przerywając mieszania czegoś w dużej, metalowej misce.
 -Mogę jakoś pomóc?
 -Już kończę, ale wyjmij z tamtej szafki- wskazał mi ją ruchem głowy- głęboki talerz i nalej do niego zimnej wody, jeśli możesz.
 Zrobiłam, o co poprosił i postawiłam na blacie obok niego miskę z wodą. Pokazał mi, jak zawijać sajgonki, po czym zajął się ogarnianiem bałaganu i zostawił mnie samą z robotą.
 Najpierw namoczyć ryżowy papier w wodzie (połamałam tylko trzy), następnie nałożyć na niego mięso z bliżej nieokreślonymi dodatkami i przyprawami (żegnaj, mój błękitny swetrze), na koniec zawinąć. Tylko mokry papier ryżowy jest delikatniejszy niż mokra bibuła. Jin, jednakże, i tak był zadowolony z efektu końcowego i wrzucił wszystko na patelnię. Kiedy skończyliśmy sprzątać, dochodziły już ostatnie sajgonki, więc zwołaliśmy bandę na obiad.
 Przede mną leżały dwa cienkie kawałki drewna. Wydedukowałam, iż z pewnością są to pałeczki.
 Pół sukcesu.
 Tylko teraz pytanie- jak się ty kurestwem je?
 Najpierw kursu udzielił mi Jin. Gdy spisał mnie na straty, zaczął instruować mnie Kookie, jednak dolna pałeczka cały czas wyślizgiwała mi się z palców. Moje próby ujarzmienia pałeczek poprawiły wszystkim humory, nawet Suga nie dał rady zdusić śmiechu i tylko kręcił z niedowierzaniem głową oglądając moje wyczyny. Obiecałam sobie, że jeszcze kiedyś się nauczę i pewnego dnia, ku podziwie innych, przy obiedzie wezmę pałeczki do ręki i zacznę nimi jeść, jakbym od urodzenia nie robiła nic innego. Tymczasem wzięłam sajgonkę w ręce, zamoczyłam z sosie słodko-kwaśnym i spróbowałam. Smakowała, porównywalnie jak kotlet, tylko była owinięta w coś na kształt chrupiącego, twardego papieru. Jednakże, musiałam przyznać, że to było całkiem dobre. Nawet papier nie rozleciał się do końca, podczas smażenia.
 Potem odrobiłam matematykę i niemiecki, powtórzyłam historię, chemię, a nawet zabrałam się za geografię i zostało mi tylko wypracowanie z angielskiego na dwie kartki (dwie kartki brzmi lepiej, niż „cztery strony a4”) pod tytułem „Najważniejsze rzeczy w życiu człowieka są niewidzialne”.
 Niestety nie mogę pochwalić się moją znajomością tegoż języka. I w dodatku kompletnie nie miałam pomysłu na napisanie tego.
 Zajrzałam do planu. Najbliższy angielski miałam dopiero w czwartek, ale nie lubię robić sobie zaległości. To, czy wezmę się za to dzisiaj, czy w środę nie miało większego znaczenia. Znajomość języka nagle nie zapuka wesoło do tych pięknych mlecznych drzwi i nie spyta się, czy przypadkiem nie zastała Sui.
 Wyrwałam więc kilka kartek z przypadkowego zeszytu, żeby móc najpierw napisać na brudno wersję po polsku. Wzięłam długopis i zeszłam na dół. Chłopaki właśnie oglądali jakiś film, dochodziła siódma. Usadowiłam się w wolnym miejscu na kanapie, pomiędzy Joonem a Sugą i czekałam na napływ weny. Kici kici.
 Zamiast weny, moją sytuacją zaciekawił się Joon.
 -Co tam masz?
 Zajrzał mi przez ramię.
 -Wypracowanie z angielskiego, ale nie mam pojęcia, jak się za nie wziąć.
 -Na jaki temat?- dopytywał.
 -„Najważniejsze rzeczy w życiu człowieka są niewidzialne”- odparłam z rezygnacją.
 Blondyn wykazywał szczerą chęć pomocy. Miałam wrażenie, że to dla niego wręcz przyjemność, a nie żaden obowiązek mi pomagać. Do tej pory, czułam się tak tylko z Danielem i z tatą.
 Przenieśliśmy się na górę, do pokoju chłopaka, żeby nie przeszkadzać reszcie oglądać i móc zebrać myśli. Joon nie pisał za mnie pracy. Zadawał mi pytania nasuwające wnioski, podawał przykłady, które sama analizowałam. Na koniec pomógł mi jeszcze wszystko przetłumaczyć na zgrabny angielski i cieszyłam się moim wypracowaniem na całe pięć stron.
Kolejne dni mijały tak, jakbym mieszkała z chłopakami od zawsze. Miałam już za sobą wizytę kontrolną Daniela. Na początku trochę się denerwowałam, szczególnie humorkami Sugi, ale nie potrzebnie. Daniel szybko znalazł z nimi wspólny język. Z resztą, jak z każdym. Mówiłam już- wszyscy go kochają. Potrafi przeciągnąć każdego na swoją stronę.
 Jedno zmartwienie z głowy.
 Mama się do mnie nie odzywa, nie szuka mnie.
 Ale na wywiadówki chodzi, za szkołę mi płaci. I gites.
 Wróćmy do rzeczy z grubsza przyjemniejszych i  p o t e n c j a l n i e  mniej problematycznych. Co jakiś czas, moi współlokatorzy zwykli sobie z nudów urządzać imprezy.
 Wczoraj wstępnie zaczęło się od piwka.
 Wstępnie.
  W pewnym momencie film mi się urwał.
 Obudziłam się w swoim łóżku, było jeszcze ciemno.
 Wróć, to pokój Sugi. Wszyscy mają podobny rozkład, ale inne rzeczy. Z ulgą, praktycznie przewyższającą mój ból głowy, stwierdziłam, że jestem kompletnie ubrana. Przewróciłam się na prawy bok i zobaczyłam, że obok łóżka, na podłodze śpi Suga. On również miał na sobie pełną garderobę. Podniosłam się do pozycji siedzącej. W kieszeni miałam telefon. Wyjęłam go i sprawdziłam godzinę. Była dopiero piąta. Nagle Suga usiadł, ale zaraz stęknął i złapał się za głowę.
 -Co do…
 -Cicho, jest piąta rano- uciszyłam go w obawie, że obudzi resztę. Oni też musieli nieźle zabalować. Powinni to teraz odespać.- Połóż się obok mnie, ta podłoga nie wygląda na wygodną.
 Przesunęłam się w stronę ściany i zaraz potem chłopak wgramolił się na łóżko, przykrył kołdrą i odwrócił tyłem.
 -Pamiętasz coś?- wyszeptałam w jego stronę.
 -Aniyo- westchnął sennym głosem- A ty?
 -Ja też nic- zaśmiałam się po cichu, przypłacając to falą bólu. Stęknęłam i powoli odwróciłam się w stronę ściany.
 Nie mogłam zasnąć. Leżałam tak może pół godziny, może godzinę. Nie wiem. Przyzwyczaiłam się już do zasypiania w objęciach Taesia, ale nie miałam zamiaru teraz do niego biec i prosić, żeby mnie przytulił. Poczułam, jak Suga się wierci.
 -Śpisz?- usłyszałam cichy szept.
 -Nie- odwróciłam się- Nie mogę zasnąć, ale oczy mi się kleją.
 Suga odwrócił się do mnie. Nawet w ciemnościach zauważyłam siniaki na jego twarzy. Miał podbite lewe oko, rozciętą wargę i łuk brwiowy.
 -Boże…-wyrwało mi się cicho.
 -Co się stało?
 -Jesteś cały posiniaczony. Nie czujesz tego?
 -Jeszcze nie- odparł obojętnym tonem.- Pewnie rano zacznę czuć.
 Delikatnie przejechał palcami po mojej szyi. Wzdrygnęłam się.
 Nie to, że mi się to nie podobało. Podobało. Nawet bardzo.
 Nawet tak trochę za bardzo.
 -Co ty…?
 -Masz malinkę na szyi- odparł i zmarszczył brwi.- I bynajmniej nie mojego autorstwa. Moje są ładniejsze, a poza tym wolę obojczyki.
 Opadłam na kanapę, prosto w objęcia Kookiego, który podnosił właśnie do ust kolejną pełną flaszkę. Moim zdaniem, jakoś tak tu nie pasował. Był taki za młody… zbyt grzeczny. Wszystko zawirowało mi przed oczyma. Szczególnie widok Joona liżącego się z Jiminem na moim fotelu. Najlepsze było to, że lider zaczął się ostatnio spotykać z jakąś dziewczyną, był hetero. Jimin prawdopodobnie był bi. Rano i tak nie będą nic pamiętać, ktoś będzie musiał im przypomnieć. Czując odpowiedzialność, jaka spoczęła mi na barkach, wyjęłam z kieszeni telefon i zrobiłam jedno zdjęcie. I jeszcze kilka. I krótki filmik.
 Kiedy oni zaczęli pozbawiać się części garderoby poczułam usta Kookiego na swojej szyi. Odchyliłam głowę do tyłu pozwalając na pieszczoty…

 -Kookie…- szepnęłam nieświadomie.
 Brwi Yoongiego powędrowały wysoko w górę.
 -Jungkook? Ty z nim chyba nie-
 -Nie- ucięłam. Byłam całkiem pewna, że nic między nami nie zaszło. Całkiem.
 Całkiem całkiem.
 Wmawiaj sobie.
 Suga wyglądał na rozbawionego moją sytuacją.
 -Śmieszne- szepnęłam z wyrzutem.- Bardzo. Boki zrywać… Z resztą wytłumacz mi, proszę, jakim cudem wylądowałam w TWOIM łóżku?
 -A ja na podłodze OBOK swojego łóżka?
 Wzruszyła ramionami, chociaż wszystko mnie bolało. Miałam ochotę na kawę.
 -Będziesz jeszcze spał?- spytałam.
 -Nie wiem, ale nie mam zamiaru jeszcze wstawać.
 Sięgnęłam po telefon i usiadłam.
 -Siadaj, coś ci pokażę.
 Zaczęłam przeglądać galerię. Moją uwagę przykuło kilka ostatnich zdjęć przedstawiających Joona i Jimina. Położyłam się na kolanach chłopaka i odwróciłam wyświetlacz w jego stronę. Na początku zmrużył oczy, ale zaraz potem przyzwyczaił się światła i oglądał sesję zdjęciową z liderem i ChimChimem w roli głównej. Wiedziony instynktem przeszukał jeszcze swojego iphona i podciągnął mnie tak, że miałam głowę na jego klatce piersiowej.
 -Widzę, że mamy podobne odruchy, jeśli chodzi o dokumentowanie życiowych sytuacji- skomentowałam oglądając kolejne fotki. Tym razem przedstawiały Hobiego, biegającego nago po ulicy i udającego, że jeździ na jednorożcu.
  Taehyung zakręcił butelką. Zatrzymała się na Hoseoku.
 -Wyzwanie- wybrał. Nie docenił rudzielca i mocno się na tym przejechał.
 Miło czasem coś sobie przypomnieć.

 Kiedy ponownie otworzyłam oczy było już jasno. Leżałam na torsie Sugi, był nieco kościsty, ale i tak w miarę wygodny. Leżałam tak dłuższą chwilę wsłuchując się w jego równy oddech i bicie serca. Doszły mnie z dołu szmery, pewnie reszta się już budziła. Po chwili ktoś gwałtownie nacisnął klamkę i wszedł do pokoju.
 -Tu jes… teście- usłyszałam Jungkooka.
 -Ne- odparłam.
 -Szukaliśmy cię.
 -Ne- nie wysiliłam się na nic innego. Miałam kołdrę po szyję, raczej nie było widać ubrań. Byłam ciekawa miny Kookiego. Wtuliłam się mocniej w Yoongiego. Zapadła chwila ciszy, nikt się nie ruszał, a ja usilnie próbowałam zdusić cisnący mi się na usta śmiech.
 -Wypierdalaj, maknae- warknął w końcu Suga. Z pewnością nie lubił być budzony.
 Kiedy szatyn zamknął za sobą drzwi i usłyszeliśmy, jak schodzi po schodach, oboje wybuchnęliśmy salwą śmiechu.
 -Nie ma to jak dobry początek dnia- zerknęłam na zegarek w telefonie, dochodziła pierwsza.- A właściwie popołudnia.
 Znowu spałam w jeansach.
  Suga albo zaliczył naprawdę gorącą noc, ja nie wiem z kim, albo fatalnie się z kimś pobił. Miał okropne siniaki na brzuchu i poranione plecy. Przynajmniej oko wyglądało lepiej, niż mi się wydawało w nocy. Dzielnie się trzymał i zawzięcie twierdził, że nic go nie boli. Wykopałam go do łazienki, żeby się odświeżył, bo śmierdział alkoholem i miał na plecach zaschniętą krew.
  Kiedy schodziłam na dół, żeby zrobić sobie kawę zauważyłam, że drzwi od mojego pokoju są już świętej pamięci.
 Poczułam usta Kookiego na swojej szyi. Odchyliłam głowę do tyłu pozwalając na pieszczoty, ale w pewnym momencie ktoś go ode mnie odciągnął. To był Suga, ledwo trzymał się na nogach, ale zaczął przepychać się z szatynem na schodach. Zaraz potem znaleźli się na górze. Spróbowałam wstać, ale potknęłam się o pustą butelkę i wyrżnęłam jak długa. Chwiejnym krokiem poszłam na górę, żeby rozdzielić chłopaków. Kiedy byłam już na miejscu zobaczyłam, jak Suga popchnięty przez Jungkooka przebija plecami szklane drzwi, które rozpadły się na kawałki.
 
Zeszłam na dół, gdzie panował syf nie do opisania. Wszyscy siedzieli już w kuchni.
 -Załapałam się na kawę?- spytałam z nadzieją, na co Tae z zaspaną miną zaczął przygotowywać dla mnie napój.
 -Witaj kacu- westchnęłam patrząc po wszystkich.- Jak noc?- przeciągnęłam się.
 -Ujdzie- odparł Jimin z uśmiechem.
 -Widzę, że pożegnałam się z drzwiami- westchnęłam i z wdzięcznością przyjęłam parujący napój.- Jeszcze jakieś większe szkody na wyposażeniu?
 Jimin pokręcił głową. Rozejrzałam się, brakowało Hoseoka.
 -Gdzie Hobi?- spytałam.
 -W łazience.
 -Czy tylko Jimin tutaj kontaktuje?
 Popatrzyłam po wszystkich. Tae sprawiał wrażenie, jakby jeszcze spał, krzywił się przy każdym ruchu. Zawsze ciężko znosi kaca. Jin próbował ogarnąć cały ten chlew, pewnie dręczyły go wyrzuty sumienia, że pozwolił na imprezę. Jako najstarszy czuł się odpowiedzialny, ale był trochę zbyt poważny. Joon błądził myślami gdzieś daleko, ale za wszelką cenę unikał spojrzenia Jimina. A Kookie siedział naburmuszony w kącie, udając, że go tu nie ma.Wyglądał jeszcze gorzej niż Suga.
 -Kookie, co się dzieje?- spytałam. Martwiłam się o niego.
 -Nic- odparł zdawkowo.
 Zabolał mnie jego wrogi, szorstki ton. Zachowywał się, jakby nie był sobą. Zawsze miły, sympatyczny, pierwszy do pomocy.
 -Kac?
 -Nie.
 Widziałam, że coś go gryzie, ale… chyba nie dotknęło go tak to, że zastał mnie i Sugę w jednym łóżku.
 -Chodzi o tą sytuację rano?- postanowiłam zapytać.
 Posłał mi twierdzące spojrzenie, które mówiło wszystko.
 Był zazdrosny? Podobam się mu? Czemu nie powiedział? Po co tak sobie komplikować życie?
 Czemu nic nie powiedział?
 Z góry zszedł Suga. Nie miał koszulki i wyglądał jak po naprawdę gorącej nocy.
 -Yoongi, widziałeś się w lustrze?- spytał kąśliwie Jimin, kiedy różowowłosy stanął obok mnie.
 Taehyung spojrzał na nas i wylał na siebie kawę.
 Po południu, po względnym ogarnięciu pamiątek po imprezie i załatwieniu nowych drzwi, zaproponowałam wycieczkę rowerową i ognisko. Wszyscy, prócz Joona, byli chętni. Przegłosowane.
 Kiedy zobaczyłam, jak Joon wsiada na rower, z całą pewnością stwierdziłam, że najciekawszą część show jego i Jimina przegapiłam.
 Współczułam mu, ale gdybym teraz do niego podeszła i powiedziała, że ja już wszystko wiem, że nie ma czym się przejmować i każdy w życiu czasem popełnia błędy, z pewnością nie poprawiłoby mu to nastroju.
Kiedy dojechaliśmy w umówione miejsce, postanowiłam wyjaśnić wszystko Kookiemu. Widziałam, że go to gryzie, poza tym…
 Podobał mi się. Tak trochę.
 A może nawet bardzo.
 -Musimy pogadać- oznajmiłam, odstawiając rower.
 -Nie mamy o czym.
 -Dobrze wiesz, że jednak mamy.
 -No to mów.
 Skrzyżował ręce na piersi.
 -W cztery oczy- nalegałam.
 -Tu, teraz, albo daj mi spokój.
 No skoro tak wolisz, niechaj się stanie wola twoja.
 -Wiem, że ci się podobam, Ko-
 -I dlatego przespałaś się z Sugą?! Dobry był?- wybuchnął.
 Wszyscy odwrócili się ze zdziwieniem w naszą stronę. Tylko Yoongi z szerokim uśmiechem.
 -Nie przespałam się z nim.- zaprzeczyłam.
 -A ja rano nic nie widziałem?
 -No więc, co widziałeś? Oświeć mnie.
 -Was nagich, przytulonych w jednym łóżku.
Chłopaki wyraźnie zaciekawili się kłótnią. Nie zamierzali udawać, że nie słyszą.
 -Skąd pewność, że nagich?- wtrącił Suga siedząc na kawałku pnia.
  Kookie pociągnął mnie za rękaw kurtki na bok, za jakieś szerokie drzewo. Jak mówiłam- w cztery oczy, to nie słuchał.
 -Powiesz mi wreszcie, do czego dążysz?- spytał zniecierpliwiony.
 Podobasz mi się.
 Kocham cię, tak trochę.
 Tak bardzo trochę.
 Kiedy nie odpowiadałam, puścił mnie i skierował się w kierunku reszty.
 -Kocham cię- powiedziałam prawie niemo, ale wystarczająco głośno, żeby Kookie to usłyszał. Jakby skupił się na tej jednej sentencji i nie słyszał nic innego. Zatrzymał się i odwrócił do mnie.
 -Spałaś z nim?
 Pokręciłam głową. Ile razy mam to powtarzać?
 Niezależnie ile razy to powiem, nie zmienię tym rzeczywistości.
 Podszedł bliżej i przybił mnie do drzewa. Na jego ustach zobaczyłam szczery uśmiech.
 -Dlaczego nic nie mówiłaś?-wyszeptał.
 Odgarnął moje włosy z szyi. Nagle jego uśmiech zniknął.
 -Co to jest?
Wiedziałam, że mówi o malince.
 -Nie poznajesz swojego dzieła?
 -Ja… nic nie pamiętam. Z resztą, chrzanić to.
 Nagle wpił się w moje usta. Przymknęłam oczy, oddając pocałunek. Powoli schodził niżej. Na brodę, szyję.
 -Kookie?
 -Ne?
 -Może nie tutaj?- delikatnie zasugerowałam obecność wszystkich jakieś pięć metrów dalej- Orgia tak niespecjalnie mnie pociąga.

1 komentarz:

  1. Ten rozdział był wręcz wybitny!
    Bardzo mi się spodobał, nie ma praktycznie niczego do poprawy :)

    OdpowiedzUsuń