To uczucie, kiedy cała rodzina zbiera się przed TV w Twoim pokoju, bo jest najczyściej, a ty uciekasz z książką w ciche miejsce, po czym w pewnym momencie orientujesz się, że zostawiłaś na parapecie czerwony zeszyt z yaoiami...
Pomysł na tego ficzka narodził się baardzo dawno temu, ale jakoś nie miałam głowy, czasu ani siły, ażeby go dokończyć i zapisać. Dobsz, nie przedłużając, I hope you like it, zapraszam do czytania ;3
Smutno, że są wyświetlenia, a nikt nie komentuje T^T
Typ: one-shot, yaoi, slash, angst
Pairing: TaeGi, NamGi (pobocznie)
Ostrzeżenia: łagodne sceny 18+ ; krew; Rap Monster jest starszy od Sugi, a Suga wyższy od Taehyunga
Ilość słów: 1956
Łzy szatyna mieszały się z kałużą krwi, w której leżał nieprzytomny, zapewne martwy, stalowo-włosy mężczyzna. Yoongi nie słyszał już dźwięków policyjnych syren, nie czuł bolesnych, czerwonych śladów na szyi, zostawionych przez starszego, nie zwracał uwagi na wypalającą go od środka 80-procentową jamajską wódkę, która sama odnajdywała drogę do jego ust. Jego świat ograniczał się do małego ekraniku w czarnym aparacie, słonych kropel skapujących na wyświetlacz. To były dla niego zupełnie nowe doznania- nigdy wcześniej nie płakał, nie żałował złej decyzji, ani nie czuł tej wewnętrznej pustki spowodowanej tęsknotą. A już na pewno nie wszystko na raz...
***
Tydzień wcześniej:W świetle chłodnego, porannego słońca srebrny pistolet z czarną rękojeścią oraz kilka szkarłatnych kropel w przerażający sposób odznaczały się na tle kuchennego blatu z jasnego drewna. Może to zaspanie i wczesna pora sprawiły, że dla Taehyunga było w tym jednak coś malowniczego i subtelnego, dlatego wyciągnął z torby aparat i uwiecznił to na fotografii. Następnie ostrożnie schował browninga do szuflady i starł ze stołu czerwone, zaschnięte krople. Już dawno, dla świętego spokoju przestał zastanawiać się za każdym razem, czyja to krew.
Powinien był gniewać się na Yoongiego za to, że rzuca broń gdzie popadnie. Powinien trzymać się od niego z daleka. Powinien donieść na niego policji, co zrobiłby każdy, dysponując tyloma dowodami. A jednak wrażliwego Taehyunga coś przyciągało do tego mężczyzny. Kochał go. Ufał mu i czuł się przy nim bezpiecznie, bez względu na wszystko.
Wychodząc do szkoły zajrzał jeszcze do salonu Na popielatej kanapie, pod grubym, brązowym kocem spał głęboko chudy szatyn. Wyglądał krucho i delikatnie. Tae nie chciał go budzić. Wiedział, ze starszy ma za sobą ciężką noc. Yoongi nie był mordercą z wyboru. Zaplątał się kiedyś w niewłaściwe towarzystwo, usłyszał kilka niewłaściwych rzeczy o kilku niewłaściwych osobach i nie miał już odwrotu. Namjoon bez mrugnięcia okiem pozbywał się tych nieprzydatnych lub potencjalnie zagrażających nieuchwytności jego ludzi, tudzież bezpośrednio jego samego. Tae pogodził się z tym, że jego chłopak po prostu nie ma wyboru. Że musi chronić w ten sposób swoje i jego życie.
Dokładnie odwrotne zdanie na ten temat miał jego najlepszy przyjaciel, a jednocześnie młodszy kolega ze szkoły.
-Debiluu, to gangster. Nie wplątuj się w to bagno... On cię zabije... Albo gorzej!
Taehyung jak zwykle puszczał słowa Kookiego mimo uszu, zajęty przeglądaniem wspólnych zdjęć z Yoongim. Epitety, którymi właśnie rzucał Jungkook, zupełnie nie pasowały do uśmiechniętego chłopaka, przyrównywanego w myślach przez Tae do czarnowłosego anioła, który uśmiechał się teraz do niego z kolorowych, cyfrowych obrazków.
-Nie znasz go Kookie. On taki nie jest- zaprzeczył w końcu blondyn nie podnosząc wzroku znad aparatu.
-Jak to nie?- w głosie młodszego słychać już było rezygnację.- Twój przydupas z uśmiechem pakuje kulkę w łeb każdemu, kogo nazwisko podeśle mu Namjoon.
-Bo sam nie chce skończyć z kulką we łbie- wysyczał Tae. Miał już dość kazań dzieciaka. Owszem byli przyjaciółmi, ale Jungkook pchał swój wielki nochal do spraw, o których nie miał zielonego pojęcia.- Ani zmusić Namjoona do podania komuś cynku na mnie. Nie pomyślałeś o tym, co nie?
-On cię zabije, albo wciągnie w to bagno...- powtarzał Kook, ale Tae zgarnął swoje rzeczy ze stolika do szkolnej torby i wstał z zamiarem wyjścia. Młodszy złapał go jednak za rękaw i przytrzymał.
-Hyung, gdzie idziesz? Masz jeszcze lekcje...
-Do swojego przydupasa- wycedził i wyrwał się z uścisku.
Jungkook nie miał już siły. Poddał się i pozwolił mu odejść. Czuł się tak cholernie bezsilny. Jego przyjaciel pakował się właśnie w wielkie gówno, z którego potem nikt nie da rady go wyciągnąć, ale jednak nie mógł go powstrzymać. Z jednej strony widział go już kilka razy z Yoongim. Sprawiał wrażenie spokojnego, wesołego i zakochanego w jego przyjacielu chłopaka. Jednak nie zmieniało to faktu, że Yoongi był poszukiwanym zabójcą, na którego nikt nie mógł znaleźć dowodów jedynie za sprawą Nama i jego kontaktów.
Tae cicho przekręcił klucz w zamku i wszedł do mieszkania, niepewny, czy Yoongi już wstał. Zostawił torbę w holu i odwiesił kurtkę z szalikiem do szafy. Stąpając na palcach wszedł do salonu. Na twarzy Yoongiego natychmiast wykwitł zaspany uśmiech.
-Cześć, kochanie- uchylił powieki i powoli przewrócił się na bok w stronę Taehyunga. Ten usiadł na kanapie i przełożył głowę starszego na swoje kolana, po czym pocałował go na przywitanie.
-Czemu śpisz tutaj, a nie w sypialni?
-Nie chciałem cię budzić- uśmiechnął się.- Wróciłem nad ranem, tak słodko spałeś.
Yoongi prawie mruczał, kiedy Taehyung mierzwił jego miękkie włosy.
-A ty czemu tak wcześnie wróciłeś? Dopiero druga, a w piątki zwykle wracasz koło czwartej.
Tae zamyślił się na chwilę i znieruchomiał.
-Kiedy to się skończy?- spytał po chwili.
-Nie rozumiem...
-Zawsze, kiedy wychodzisz wieczorem i zabierasz ze sobą pistolet ja...-młodszy niespodziewanie zaczął łkać- ja wariuję, rozumiesz? Boję się o ciebie i ja... ja nie chcę, żeby coś ci się stało...
Yoongi zdziwił się nieco na ten nagły wybuch, ale usiadł chłopakowi na kolanach i mocno go objął.
-Taehyung- wyszeptał mu do ucha.- Namjoon mi obiecał... Jeszcze tylko jedno zlecenie i już nigdy nie będziesz się o mnie martwić.
-Przyrzekasz?
-Przyrzekam.
Młodszy złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Chciał mieć go zawsze przy sobie, żeby mieć pewność, że nic mu nie jest.
Yoongi przewrócił Taehyunga na kanapę i dalej całował siedząc na nim okrakiem. Delikatnie zlizał z zaczerwienionych policzków chłopaka łzy, które jeszcze nie zdążyły wyparować. Rozpiął koszulkę młodszego, a kiedy ta wylądowała na podłodze, Tae śmiało zdjął przez głowę biały T-shirt Yoongiego. Nie zwrócił uwagi na czerwone, zaschnięte ślady na jasnej tkaninie. Kiedy zaczął rozpinać jego pasek w spodniach, Gi podniósł go i przeniósł do sypialni. To nie był pierwszy raz Taeehyunga, ale starszy zawsze był wobec niego wyjątkowo delikatny. Osobiście wolał ostry sex, ale bardziej niż to nienawidził łez Tae. Kochał tego chłopaka na swój sposób. Satysfakcję sprawiało mu bycie powodem jego uśmiechu, ale czegoś brakowało. Yoongi sam nie wiedział o co dokładnie chodzi. Miał jednak świadomość, że nie zależy mu na młodszym tak, jak młodszemu na nim i nie przeszkadzało mu to. Z jednej strony nie czuł potrzeby poświęcania się dla chłopca, z drugiej jednak obserwował każdy mikroskopijny grymas na jego twarzy, kiedy wchodził w niego najdelikatniej, jak potrafił.
-To co, soju, wóda, kawa?- spytał Taehyung, kiedy leżeli przytuleni do siebie, a Yoongi wodził palcami po świeżych malinkach odznaczających się na ciele młodszego.
-Kawa. Wiesz przecież, że nie mogę pić i odpływam po jednym piwie- przeciągnął się.
-Racja- przyznał.
Wstał i ubrał bokserki, po czym skierował się do kuchni, coby przygotować napój. Usłyszał trzask szafy, a potem Yoongi zamknął się w łazience. Ponieważ Tae był już głodny i wiedział, że starszy również nie jadł jeszcze śniadania, zrobił szybko jajecznicę z tostami i pomidorami. Kiedy szatyn wyszedł spod prysznica, odświeżony i z mokrymi włosami, śniadanie było już gotowe.
-Smacznego- zaprosił do stołu Taehyung i zaczęli pałaszować.
-Tae, jesteś mistrz- pochwalił Yoongi dopijając kawę z czekoladą.
***
Kiedy Taehyung zamykał za starszym drzwi, znów poczuł znajome ukłucie obawy w sercu, które nieprzyjemnymi falami rozchodziło się po całym jego ciele. Pocieszał siebie tylko, że to ostatni raz. Obiecał sobie, że kiedy starszy wróci, już nigdy, nigdy-nigdy-nigdy, go nie opuści. Zgasił światło i został sam pośród ciemności. Bez większego problemu udało mu się przedostać na ślepo do salonu. Tak wiele razy przechodził po omacku z jednego pokoju do drugiego w miłosnym uścisku z szatynem. Z nadzwyczajną łatwością wymierzył odległość do kanapy i ciężko na nią opadł. Pilot czekał na poduszce, dokładnie w miejscu, gdzie go wcześniej zostawił. Włączył telewizor i usiłował zgubić świadomość w jakiejś nędznej dramie.Z lekkiego snu wyrwał go telefon. Tae prawie spadł z kanapy, gdy nagle poczuł wibracje w kieszeni spodni. Dzwonił Yoongi.
Po pięciu minutach spanikowany jechał już autobusem we wskazane przez starszego miejsce. Coś się stało, ale Taehyung nie wiedział dokładnie co. Zżerał go strach, że może nie zdążyć. Kiedy autobus zatrzymał się na właściwym przystanku, chłopak sprintem pobiegł do opuszczonej fabryki, gdzie miał się znajdować jego ukochany. Wszedł do wielkiej, rozświetlonej hali. Ku jego przerażeniu, na środku, w kałuży krwi leżało ułożone na brzuchu, nieruchome ciało. Kiedy Tae ujrzał czerwonawe włosy z początku poczuł ulgę, że to nie Yoongi, ale jakieś pół oddechu później z jego gardła wyrwał się krzyk.
-Kookie!
Podbiegł do chłopca i odwrócił go na plecy. Jego oczom ukazała się biała jak kreda twarz nastolatka, którą skalał tylko jeden paskudny siniak pod kością policzkową i intensywnie czerwone plamki krwi. Przeczesał ręką jego włosy ubrudzone lepką substancją, absolutnie nie rozumiejąc, co dzieje się dookoła niego. Na porcelanowe policzki dzieciaka zaczęły przelewać się gorące łzy Tae, mieszając się z drobnymi szkarłatnymi kropelkami i skapując na podłogę. Niespodziewanie z konsternacji wyrwał go jakiś znajomy dźwięk- ni to śmiech, ni parsknięcie. Natychmiast obejrzał się w tamtym kierunku i przez zasłonę łez zobaczył przyglądającego mu się Yoongiego. Stał oparty o ścianę w zakrwawionej koszulce i jeansach, ściskając w prawej dłoni swojego browninga. Nie wyglądał na ani trochę kontuzjowanego, pomijając zakrwawione ubranie. Co więcej, był wręcz nader pogodny i wyraźnie ubawiony całą tą sytuacją. Taehyung zaczął świdrować go wzrokiem, starając się wszystko sobie poukładać. Jednak jego świadomość miała z tym nie lada problem. Czarnowłosy podszedł do młodszego i pomógł mu wstać. Chłopak przywarł do niego, nadal zszokowany widokiem martwego przyjaciela.
-Hyung...-szlochał- jak t-to się... czy to... hyung... ty go...?
Yoongi zbliżył się do jego ucha, jak parę dni wcześniej, gdy pocieszał chłopaka po powrocie ze szkoły, i szepnął.
-Ostrzegał cię, prawda?
Taehyung przestał łkać. Otworzył szeroko oczy i odepchnął od siebie szatyna.
-Ty go zabiłeś?- Dopiero teraz zaczął wszystko sklejać w całość.-Jak mogłeś... był moim przyjacielem! Wiedziałeś o tym! Znałeś go! Ty-
Yoongi zakrył wolną ręką usta chłopaka i przycisnął do ściany.
-Nie krzycz. Jest środek nocy- skarcił go i uwolnił jego usta.
-Yoon-hyung... puść mnie. Co ty robisz?- chlipał.
-Obiecałem ci przecież. Namjoon dał mi ostatni cynk.
-Na Kookiego?
Tae nie wiedział, co o tym myśleć. Nie mieściło mu się to wszystko w głowie. Yoongi nie byłby zdolny do czegoś takiego!- krzyczała jedna jego część. Druga dawała o sobie znać poczuciem winy, że nie posłuchał przyjaciela i się nie opamiętał. Znalazła sobie miejsce jeszcze rozpaczliwa cząstka, która zapewniała, że to tylko sen i chłopak zaraz obudzi się w mięciutkim łóżku, przytulony do smacznie śpiącego hyunga. Była malutka i trzęsła się na swoich cienkich, nitkowatych nóżkach. Sama nie wierzyła w to, co mówi, nieubłaganie przygniatana okrutnie dosadnymi bodźcami.
Yoongi przycisnął swoje usta do ust młodszego. Tae zmuszony był je uchylić, żeby uniknąć siniaka, ale oddał pocałunek. W pewnym momencie poczuł na prawej skroni zimny metal. Zalał się łzami i przycisnął głowę do ściany tak mocno, jak tylko mógł, jednocześnie starając się odepchnął chłopaka.
-Yoon-hyung... co ty robisz?- powtórzył.
Spojrzał mu w oczy, ale przeraził się beznamiętnością i spokojem, jakie ujrzał w ich głębi. Zacisnął powieki, kiedy usłyszał charakterystyczne kliknięcie bezpiecznika. Gdyby nie znał Yoongiego, powiedziałby, ze to tylko głupi dowcip. Ale Yoongi, którego znał, nie zrobiłby czegoś takiego.
Płakał, prosząc i błagając, żeby Gi tego nie robił. Płakał coraz głośniej. Szatyn uniósł wzrok kilka centymetrów nad głowę blondyna. Nagle halę wypełnił huk, a płacz się urwał. Yoongi cały we krwi cofnął się, a u jego stóp z głuchym odgłosem padło bezwładne ciało.
Zaległa cisza.
Obiecałem, pomyślał ocierając wierzchem dłoni krew z twarzy, że już nigdy nie będziesz się o mnie martwić.
Do Yoongiego podszedł mężczyzna o włosach w stalowo-niebieskawym kolorze.
-Już zaczynałem wątpić, że sobie poradzisz, skarbie- odezwał się ochryple. Zlizał z jego szyi czerwony płyn o metalicznym posmaku, a jego ręka powędrowała do szlufki jeansów szatyna.- Ten dzieciak był serio uroczy.
Coraz śmielej dotykał Yoongiego, na co ten gwałtownie się odwrócił.
-Sraj się Namjoon- syknął.- Nie jestem twoją dziwką.
Wsadził mu w rękę pistolet.
-Wolę coś z mniejszym odrzutem i załatw mi wreszcie tłumik- rzucił i udał się do wyjścia szybkim krokiem. Podniósł płaszcz, który zostawił obok wejścia, a z jego kieszeni wypadł aparat, który kiedyś kupił Taehyungowi na urodziny. Nie miał pojęcia, jak to się tu znalazł.