piątek, 28 października 2016

The Price of Fault (TaeGi)

Powracaam! Nie uciekłam!
 To uczucie, kiedy cała rodzina zbiera się przed TV w Twoim pokoju, bo jest najczyściej, a ty uciekasz z książką w ciche miejsce, po czym w pewnym momencie orientujesz się, że zostawiłaś na parapecie czerwony zeszyt z yaoiami...

 Pomysł na tego ficzka narodził się baardzo dawno temu, ale jakoś nie miałam głowy, czasu ani siły, ażeby go dokończyć i zapisać. Dobsz, nie przedłużając, I hope you like it, zapraszam do czytania ;3
 Smutno, że są wyświetlenia, a nikt nie komentuje T^T


Typ: one-shot, yaoi, slash, angst
Pairing: TaeGi, NamGi (pobocznie)
Ostrzeżenia: łagodne sceny 18+ ; krew; Rap Monster jest starszy od Sugi, a Suga wyższy od Taehyunga
Ilość słów: 1956

Łzy szatyna mieszały się z kałużą krwi, w której leżał nieprzytomny, zapewne martwy, stalowo-włosy mężczyzna. Yoongi nie słyszał już dźwięków policyjnych syren, nie czuł bolesnych, czerwonych śladów na szyi, zostawionych przez starszego, nie zwracał uwagi na wypalającą go od środka 80-procentową jamajską wódkę, która sama odnajdywała drogę do jego ust. Jego świat ograniczał się do małego ekraniku w czarnym aparacie, słonych kropel skapujących na wyświetlacz. To były dla niego zupełnie nowe doznania- nigdy wcześniej nie płakał, nie żałował złej decyzji, ani nie czuł tej wewnętrznej pustki spowodowanej tęsknotą. A już na pewno nie wszystko na raz...
***
Tydzień wcześniej:
 W świetle chłodnego, porannego słońca srebrny pistolet z czarną rękojeścią oraz kilka szkarłatnych kropel w przerażający sposób odznaczały się na tle kuchennego blatu z jasnego drewna. Może to zaspanie i wczesna pora sprawiły, że dla Taehyunga było w tym jednak coś malowniczego i subtelnego, dlatego wyciągnął z torby aparat i uwiecznił to na fotografii. Następnie ostrożnie schował browninga do szuflady i starł ze stołu czerwone, zaschnięte krople. Już dawno, dla świętego spokoju przestał zastanawiać się za każdym razem, czyja to krew.
 Powinien był gniewać się na Yoongiego za to, że rzuca broń gdzie popadnie. Powinien trzymać się od niego z daleka. Powinien donieść na niego policji, co zrobiłby każdy, dysponując tyloma dowodami. A jednak wrażliwego Taehyunga coś przyciągało do tego mężczyzny. Kochał go. Ufał mu i czuł się przy nim bezpiecznie, bez względu na wszystko.
 Wychodząc do szkoły zajrzał jeszcze do salonu Na popielatej kanapie, pod grubym, brązowym kocem spał głęboko chudy szatyn. Wyglądał krucho i delikatnie. Tae nie chciał go budzić. Wiedział, ze starszy ma za sobą ciężką noc. Yoongi nie był mordercą z wyboru. Zaplątał się kiedyś w niewłaściwe towarzystwo, usłyszał kilka niewłaściwych rzeczy o kilku niewłaściwych osobach i nie miał już odwrotu. Namjoon bez mrugnięcia okiem pozbywał się tych nieprzydatnych lub potencjalnie zagrażających nieuchwytności jego ludzi, tudzież bezpośrednio jego samego. Tae pogodził się z tym, że jego chłopak po prostu nie ma wyboru. Że musi chronić w ten sposób swoje i jego życie.
 Dokładnie odwrotne zdanie na ten temat miał jego najlepszy przyjaciel, a jednocześnie młodszy kolega ze szkoły.
 -Debiluu, to gangster. Nie wplątuj się w to bagno... On cię zabije... Albo gorzej!
 Taehyung jak zwykle puszczał słowa Kookiego mimo uszu, zajęty przeglądaniem wspólnych zdjęć z Yoongim. Epitety, którymi właśnie rzucał Jungkook, zupełnie nie pasowały do uśmiechniętego chłopaka, przyrównywanego w myślach przez Tae do czarnowłosego anioła, który uśmiechał się teraz do niego z kolorowych, cyfrowych obrazków.
 -Nie znasz go Kookie. On taki nie jest- zaprzeczył w końcu blondyn nie podnosząc wzroku znad aparatu.
 -Jak to nie?- w głosie młodszego słychać już było rezygnację.- Twój przydupas z uśmiechem pakuje kulkę w łeb każdemu, kogo nazwisko podeśle mu Namjoon.
 -Bo sam nie chce skończyć z kulką we łbie- wysyczał Tae. Miał już dość kazań dzieciaka. Owszem byli przyjaciółmi, ale Jungkook pchał swój wielki nochal do spraw, o których nie miał zielonego pojęcia.- Ani zmusić Namjoona do podania komuś cynku na mnie. Nie pomyślałeś o tym, co nie?
 -On cię zabije, albo wciągnie w to bagno...- powtarzał Kook, ale Tae zgarnął swoje rzeczy ze stolika do szkolnej torby i wstał z zamiarem wyjścia. Młodszy złapał go jednak za rękaw i przytrzymał.
 -Hyung, gdzie idziesz? Masz jeszcze lekcje...
 -Do swojego przydupasa- wycedził i wyrwał się z uścisku.
 Jungkook nie miał już siły. Poddał się i pozwolił mu odejść. Czuł się tak cholernie bezsilny. Jego przyjaciel pakował się właśnie w wielkie gówno, z którego potem nikt nie da rady go wyciągnąć, ale jednak nie mógł go powstrzymać. Z jednej strony widział go już kilka razy z Yoongim. Sprawiał wrażenie spokojnego, wesołego i zakochanego w jego przyjacielu chłopaka. Jednak nie zmieniało to faktu, że Yoongi był poszukiwanym zabójcą, na którego nikt nie mógł znaleźć dowodów jedynie za sprawą Nama i jego kontaktów.
 Tae cicho przekręcił klucz w zamku i wszedł do mieszkania, niepewny, czy Yoongi już wstał. Zostawił torbę w holu i odwiesił kurtkę z szalikiem do szafy. Stąpając na palcach wszedł do salonu. Na twarzy Yoongiego natychmiast wykwitł zaspany uśmiech.
  -Cześć, kochanie- uchylił powieki i powoli przewrócił się na bok w stronę Taehyunga. Ten usiadł na kanapie i przełożył głowę starszego na swoje kolana, po czym pocałował go na przywitanie.
 -Czemu śpisz tutaj, a nie w sypialni?
 -Nie chciałem cię budzić- uśmiechnął się.- Wróciłem nad ranem, tak słodko spałeś.
 Yoongi prawie mruczał, kiedy Taehyung mierzwił jego miękkie włosy.
 -A ty czemu tak wcześnie wróciłeś? Dopiero druga, a w piątki zwykle wracasz koło czwartej.
 Tae zamyślił się na chwilę i znieruchomiał.
 -Kiedy to się skończy?- spytał po chwili.
 -Nie rozumiem...
 -Zawsze, kiedy wychodzisz wieczorem i zabierasz ze sobą pistolet ja...-młodszy niespodziewanie zaczął łkać- ja wariuję, rozumiesz? Boję się o ciebie i ja... ja nie chcę, żeby coś ci się stało...
 Yoongi zdziwił się nieco na ten nagły wybuch, ale usiadł chłopakowi na kolanach i mocno go objął.
 -Taehyung- wyszeptał mu do ucha.- Namjoon mi obiecał... Jeszcze tylko jedno zlecenie i już nigdy nie będziesz się o mnie martwić.
 -Przyrzekasz?
 -Przyrzekam.
  Młodszy złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Chciał mieć go zawsze przy sobie, żeby mieć pewność, że nic mu nie jest.
 Yoongi przewrócił Taehyunga na kanapę i dalej całował siedząc na nim okrakiem. Delikatnie zlizał z zaczerwienionych policzków chłopaka łzy, które jeszcze nie zdążyły wyparować. Rozpiął koszulkę młodszego, a kiedy ta wylądowała na podłodze, Tae śmiało zdjął przez głowę biały T-shirt Yoongiego. Nie zwrócił uwagi na czerwone, zaschnięte ślady na jasnej tkaninie. Kiedy zaczął rozpinać jego pasek w spodniach, Gi podniósł go i przeniósł do sypialni. To nie był pierwszy raz Taeehyunga, ale starszy zawsze był wobec niego wyjątkowo delikatny. Osobiście wolał ostry sex, ale bardziej niż to nienawidził łez Tae. Kochał tego chłopaka na swój sposób. Satysfakcję sprawiało mu bycie powodem jego uśmiechu, ale czegoś brakowało. Yoongi sam nie wiedział o co dokładnie chodzi. Miał jednak świadomość, że nie zależy mu na młodszym tak, jak młodszemu na nim i nie przeszkadzało mu to. Z jednej strony nie czuł potrzeby poświęcania się dla chłopca, z drugiej jednak obserwował każdy mikroskopijny grymas na jego twarzy, kiedy wchodził w niego najdelikatniej, jak potrafił.

 -To co, soju, wóda, kawa?- spytał Taehyung, kiedy leżeli przytuleni do siebie, a Yoongi wodził palcami po świeżych malinkach odznaczających się na ciele młodszego.
-Kawa. Wiesz przecież, że nie mogę pić i odpływam po jednym piwie- przeciągnął się.
 -Racja- przyznał.
 Wstał i ubrał bokserki, po czym skierował się do kuchni, coby przygotować napój. Usłyszał trzask szafy, a potem Yoongi zamknął się w łazience. Ponieważ Tae był już głodny i wiedział, że starszy również nie jadł jeszcze śniadania, zrobił szybko jajecznicę z tostami i pomidorami. Kiedy szatyn wyszedł spod prysznica, odświeżony i z mokrymi włosami, śniadanie było już gotowe.
 -Smacznego- zaprosił do stołu Taehyung i zaczęli pałaszować.
 -Tae, jesteś mistrz- pochwalił Yoongi dopijając kawę z czekoladą.
***
 Kiedy Taehyung zamykał za starszym drzwi, znów poczuł znajome  ukłucie obawy w sercu, które nieprzyjemnymi falami rozchodziło się po całym jego ciele. Pocieszał siebie tylko, że to ostatni raz. Obiecał sobie, że kiedy starszy wróci, już nigdy, nigdy-nigdy-nigdy, go nie opuści. Zgasił światło i został sam pośród ciemności. Bez większego problemu udało mu się przedostać na ślepo do salonu. Tak wiele razy przechodził po omacku z jednego pokoju do drugiego w miłosnym uścisku z szatynem. Z nadzwyczajną łatwością wymierzył odległość do kanapy i ciężko na nią opadł. Pilot czekał na poduszce, dokładnie w miejscu, gdzie go wcześniej zostawił. Włączył telewizor i usiłował zgubić świadomość w jakiejś nędznej dramie.
 Z lekkiego snu wyrwał go telefon. Tae prawie spadł z kanapy, gdy nagle poczuł wibracje w kieszeni spodni. Dzwonił Yoongi.
 Po pięciu minutach spanikowany jechał już autobusem we wskazane przez starszego miejsce. Coś się stało, ale Taehyung nie wiedział dokładnie co. Zżerał go strach, że może nie zdążyć. Kiedy autobus zatrzymał się na właściwym przystanku, chłopak sprintem pobiegł do opuszczonej fabryki, gdzie miał się znajdować jego ukochany. Wszedł do wielkiej, rozświetlonej hali. Ku jego przerażeniu, na środku, w kałuży krwi leżało ułożone na brzuchu, nieruchome ciało. Kiedy Tae ujrzał czerwonawe włosy z początku poczuł ulgę, że to nie Yoongi, ale jakieś pół oddechu później z jego gardła wyrwał się krzyk.
 -Kookie!
 Podbiegł do chłopca i odwrócił go na plecy. Jego oczom ukazała się biała jak kreda twarz nastolatka, którą skalał tylko jeden paskudny siniak pod kością policzkową i intensywnie czerwone plamki krwi. Przeczesał ręką jego włosy ubrudzone lepką substancją, absolutnie nie rozumiejąc, co dzieje się dookoła niego. Na porcelanowe policzki dzieciaka zaczęły przelewać się gorące łzy Tae, mieszając się z drobnymi szkarłatnymi kropelkami i skapując na podłogę. Niespodziewanie z konsternacji wyrwał go jakiś znajomy dźwięk- ni to śmiech, ni parsknięcie. Natychmiast obejrzał się w tamtym kierunku i przez zasłonę łez zobaczył przyglądającego mu się Yoongiego. Stał oparty o ścianę w zakrwawionej koszulce i jeansach, ściskając w prawej dłoni swojego browninga. Nie wyglądał na ani trochę kontuzjowanego, pomijając zakrwawione ubranie. Co więcej, był wręcz nader pogodny i wyraźnie ubawiony całą tą sytuacją. Taehyung zaczął świdrować go wzrokiem, starając się wszystko sobie poukładać. Jednak jego świadomość miała z tym nie lada problem. Czarnowłosy podszedł do młodszego i pomógł mu wstać. Chłopak przywarł do niego, nadal zszokowany widokiem martwego przyjaciela.
 -Hyung...-szlochał- jak t-to się... czy to... hyung... ty go...?
 Yoongi zbliżył się do jego ucha, jak parę dni wcześniej, gdy pocieszał chłopaka po powrocie ze szkoły, i szepnął.
 -Ostrzegał cię, prawda?
 Taehyung przestał łkać. Otworzył szeroko oczy i odepchnął od siebie szatyna.
 -Ty go zabiłeś?- Dopiero teraz zaczął wszystko sklejać w całość.-Jak mogłeś... był moim przyjacielem! Wiedziałeś o tym! Znałeś go! Ty-
 Yoongi zakrył wolną ręką usta chłopaka i przycisnął do ściany.
 -Nie krzycz. Jest środek nocy- skarcił go i uwolnił jego usta.
 -Yoon-hyung... puść mnie. Co ty robisz?- chlipał.
 -Obiecałem ci przecież. Namjoon dał mi ostatni cynk.
 -Na Kookiego?
 Tae nie wiedział, co o tym myśleć. Nie mieściło mu się to wszystko w głowie. Yoongi nie byłby zdolny do czegoś takiego!- krzyczała jedna jego część. Druga dawała o sobie znać poczuciem winy, że nie posłuchał przyjaciela i się nie opamiętał. Znalazła sobie miejsce jeszcze rozpaczliwa cząstka, która zapewniała, że to tylko sen i chłopak zaraz obudzi się w mięciutkim łóżku, przytulony do smacznie śpiącego hyunga. Była malutka i trzęsła się na swoich cienkich, nitkowatych nóżkach. Sama nie wierzyła w to, co mówi, nieubłaganie przygniatana okrutnie dosadnymi bodźcami.
 Yoongi przycisnął swoje usta do ust młodszego. Tae zmuszony był je uchylić, żeby uniknąć siniaka, ale oddał pocałunek. W pewnym momencie poczuł na prawej skroni zimny metal. Zalał się łzami i przycisnął głowę do ściany tak mocno, jak tylko mógł, jednocześnie starając się odepchnął chłopaka.
 -Yoon-hyung... co ty robisz?- powtórzył.
 Spojrzał mu w oczy, ale przeraził się beznamiętnością i spokojem, jakie ujrzał w ich głębi. Zacisnął powieki, kiedy usłyszał charakterystyczne kliknięcie bezpiecznika. Gdyby nie znał Yoongiego, powiedziałby, ze to tylko głupi dowcip. Ale Yoongi, którego znał, nie zrobiłby czegoś takiego.
 Płakał, prosząc i błagając, żeby Gi tego nie robił. Płakał coraz głośniej. Szatyn uniósł wzrok kilka centymetrów nad głowę blondyna. Nagle halę wypełnił huk, a płacz się urwał. Yoongi cały we krwi cofnął się, a u jego stóp z głuchym odgłosem padło bezwładne ciało.
 Zaległa cisza.
 Obiecałem, pomyślał ocierając wierzchem dłoni krew z twarzy, że już nigdy nie będziesz się o mnie martwić.
 Do Yoongiego podszedł mężczyzna o włosach w stalowo-niebieskawym kolorze.
 -Już zaczynałem wątpić, że sobie poradzisz, skarbie- odezwał się ochryple. Zlizał z jego szyi czerwony płyn o metalicznym posmaku, a jego ręka powędrowała do szlufki jeansów szatyna.- Ten dzieciak był serio uroczy.
 Coraz śmielej dotykał Yoongiego, na co ten gwałtownie się odwrócił.
 -Sraj się Namjoon- syknął.- Nie jestem twoją dziwką.
 Wsadził mu w rękę pistolet.
 -Wolę coś z mniejszym odrzutem i załatw mi wreszcie tłumik- rzucił i udał się do wyjścia szybkim krokiem. Podniósł płaszcz, który zostawił obok wejścia, a z jego kieszeni wypadł aparat, który kiedyś kupił Taehyungowi na urodziny. Nie miał pojęcia, jak to się tu znalazł.

środa, 26 października 2016

7. Bangtan Purity "Just Run."



 Przybywam. Tak, tak. Jestem tu raz na dwa miesiące, ale nawał pracy, oceny lecą, a ja nic nie robię, tylko się uczę. Postaram się to jakoś ogarnąć, spiąć dupę i wrzucać coś wreszcie w przyzwoitych odstępach czasu. Nie jestem do końca zadowolona z tego opowiadania, czyta go z tego co wiem tylko jedna-dwie osoby, więc specjalnie dla Was to jeszcze ciągnę.
 Przepraszam za wszystkie błędy w tym opowiadaniu i wcześniejszych. Na prawdę się staram, ale przydałby mi się korektor ;3

ilość słów: 1280
H-Y-L-I


Zaciągnęłam Jimina na lody. Bo przecież nic tak nie poprawia humoru jak lody.
 -Annyeonghaseyo- przywitałam się z szerokim uśmiechem ze sprzedawcą i zaczęłam zamawiać deser. Dla siebie gałkę czekoladowych i jeszcze jedną truskawkowych, dla Jimina tylko jedną waniliową. Mówiłam po koreańsku. No powiedzmy. Czego nie wiedziałam po koreańsku, dopełniałam angielskim. I udawałam, że nie słyszę, że nieeleganckie prychnięcia Jimina to próby tłumienia śmiechu. Ale pozwolił mi dokończyć. Stał sobie w kącie z naciągniętym kapturem i bandaną zawiązaną na twarzy. Biedny, orzechowooki szatyn, stojący za ladą nie wiedział już, czy mówić do mnie po angielsku, czy po koreańsku, ale w końcu zapłaciłam pieniędzmi znalezionymi w kieszeni i odebrałam lody. Jeden wręczyłam Jiminowi i podziękowałam sprzedawcy. Zamiast "gamsahamnida" albo chociaż "thank you" palnęłam "dziękuję" i wyszłam zadowolona, ciągnąc za sobą chichoczącego Jimina.
 Zaprowadził mnie do parku i usiedliśmy niedaleko siłowni na podniszczonej drewnianej ławce. W pobliżu nie było nikogo, więc Jimin spokojnie mógł wyjść z "trybu incognito". Zjedliśmy lody, rozmawiając o pogodzie, a brunet żartował i śmiał się, jakbym dopiero co nie ściągała go z mostu. Zastanawiałam się, czy tak szybko zapomniał o swoim ex czy jest takim świetnym aktorem. Sprawdziłam telefon, ale nie dostałam od chłopaków żadnej wiadomości z pytaniem o Jimina. Napisałam więc tylko krótko do Sugi, że wszystko w porządku i schowałam telefon do kieszeni.
 Zapatrzyłam się w to brązowowłose uosobienie szczęścia i miałam ochotę zapytać, czy już jakimś cudem zapomniał. Bardzo wątpiłam, czy w przeciągu kilkudziesięciu minut da się zapomnieć o próbie samobójczej i jej motywie. Ale z drugiej strony, cholera wie Jimina. Jeśli zapomniał, nie chciałam mu przypominać, szczególnie, że wydawał się taki szczęśliwy.
 W pewnej chwili zaatakowało mnie jedno wspomnienie o Sudze. Tamtego dnia, kiedy zabrał mnie na spacer późnym popołudniem. Zaprowadził mnie przez las, który był równie soczyście zielony jak park dzisiaj, na tory. Szliśmy po szynach, próbując utrzymać równowagę, jednocześnie tracąc wszelkie troski i powagę. Nadjechał pociąg. Zeszliśmy na bok. Słońce zaczęło zachodzić... a on mnie pocałował. Pierwszy raz, jako mój pełnoprawny chłopak. A potem... potem już uciekaliśmy przed policją.
 Jak to za co?
 "Za przechodzenie przez tory w miejscach do tego niewyznaczonych."
 Pierwszy raz wtedy uciekałam przed policją. Chciałam się zatrzymać i przyjąć mandat, pouczenie, czy co tam na nas jeszcze czekało. Ale po co tak tracić czas? Suga rzucił mi swoje zawiadiackie spojrzenie i szepnął tylko "run".
 Dosłownie w tym samym momencie poderwaliśmy się do sprintu. Nagle widziałam już tylko czubki swoich butów, nie myślałam, że się męczę. Yoongi zaciągnął mnie za rękę w boczną drużkę, kilka razy skręciliśmy i pokrążyliśmy szybkim marszem, żeby zgubić pościg, aż zgubiliśmy się sami.
 Kiedy wyszliśmy, chyba zupełnie w drugim końcu miasta, było już ciemno. Suga zaprosił mnie wtedy do jeszcze czynnej restauracji. Do dormu wróciliśmy nad ranem. Czekał na nas wściekły, bardziej niż wściekły, menadżer i, bardziej niż wkurwiony, Joon. Nie tyle byli zmartwieni, ile właśnie wkurzeni.
 -Wystarczyło zadzwonić- rzucił Suga, żeby zmyć z siebie winę. Menadżer, przy kości, średniego wzrostu, ale jednak budzący respekt, u wszystkich prócz Sugi, mężczyzna bez słowa wyjął z kieszeni marynarki komórkę, wcisnął kilka przycisków i odczekał chwilkę. Z kuchni dobiegł dzwonek Yoongiego.
 -Ah, no tak.
 Oczywiście nie byłoby tej całej szopki przy powrocie, gdyby nie to, że Suga zapomniał o wywiadzie i fanmeetingu o 18. W tym momencie dyskretnie się zmyłam, żeby Sudze się wygodniej klęło. A poza tym byłam strasznie padnięta.

 Zebraliśmy się, Jimin założył kaptur, bandanę i milcząc skierowaliśmy się w stronę dormu. Był piękny, słoneczny dzień, a chłopak musiał gotować się w bluzie. Przyjrzałam mu się.
 -Wyglądasz, jakbyś szedł napaść na bank- oceniłam.
 -W sumie, całkiem niezły pomysł- zaśmiał się.
 -Nawet o tym nie myśl.
 Szturchnęłam go.
 -Uważasz, że zrobiłbym coś takiego?
 -Ty? Oczywiście, że tak- odparłam bez zastanowienia.
 Jego następną odpowiedź zagłuszyła rozdzierająca uszy syrena karetki. Chciałam poczekać, aż odjedzie, żeby dalej kontynuować plan napadu, ale skręciła na podjazd dormu. Wyjęłam telefon z kieszeni i zerknęłam na wyświetlacz, żadnych nowych wiadomości.
 -Mam złe przeczucia- szepnęłam do Jimina i pociągnęłam go za rękę. Sprintem pobiegliśmy do dormu. Kiedy wpadliśmy do środka, było dziwnie cicho. Do moich uszu dotarło tylko kilka szeptów i skrawki przytłumionych rozmów po koreańsku. Dlaczego szeptali? Zwykle było tu tak głośno, jakby nie mieszkało tu siedem osób, tylko siedemdziesiąt. Zamiast ich zawołać, poszłam kilka kroków dalej i od razu tego pożałowałam. Na kafelkach w kuchni leżał nieprzytomny Jungkook. Na blacie i dookoła jego głowy była krew. Przy nim klęczał Taehyung, Jin wyglądał przez okno wychodzące na podjazd, a reszta poddenerwowana kręciła się bez celu. Kiedy Tae mnie zobaczył, posłał mi jedno nienawistne spojrzenie. To było jak koszmar. I to na pewno nie był jeden z ich durnowatych żartów. Nie mogłam wydusić  z siebie słowa i pytania, co się tu stało. Wycofałam się do salonu. Na kanapie trzęsąc się siedział Suga, zakrywając dłońmi twarz. Był zakrwawiony i poobijany. Znów mnie zamurowało na ten widok. Wreszcie głos mi wrócił. Spytałam, co się stało. Do środka weszli ratownicy, ale wszystkie odgłosy słyszałam jak pod wodą.
 Suga tylko spiął się i podniósł na mnie szeroko otwarte przerażone oczy.
 Nie... on nie mógł zrobić czegoś takiego.
 On nigdy się nie bał. Nigdy celowo nie skrzywdziłby przyjaciela... przynajmniej na trzeźwo.
 -Już ci mówię, co się stało- usłyszałam za sobą głos Joona. Nie smutny, czy przerażony. Wściekły, jak zwykle- Ten pojeb prawie zabił Jeongkuka- wycedził przez zaciśnięte zęby.- A poszło o ciebie- syknął wychodząc.
 -Aigooo, to nie miało być tak- powiedział trzęsącym się głosem Suga, kiedy udało mu się trochę opanować.
 -A jak?- spytałam. Nogi miałam jak z waty. Gdyby nie to, pewnie był wybiegła.
 -Ten chuj powiedział, że widział jak mnie zdradzasz z Jiminem... Poszarpaliśmy się trochę, ale nie chciałem zrobić mu krzywdy- prawie krzyczał.- No i... poleciał na ten pierdolony blat i...
 Podniósł na mnie wzrok. Musiał zobaczyć coś w wyrazie mojej twarzy, bo szepnął cicho mianhae, przepraszam po koreańsku.
 Moje usta same odpowiedziały cichym, urywanym szeptem za mnie.
 -Nienawidzę cię...
 To nie był mój głos, a już tym bardziej moje myśli. Szok. Panika.
 -Aish, kocham cię, nie chciałem zrobić mu krzywdy! Nie rozumiesz?
 -Ale zrobiłeś. Nienawidzę cię, nienawidzę cię za to!
 -Wybacz mi, Sui. To nie miało tak wyjść. Wiesz przecież!
 Nie mogłam się ruszyć, stałam tylko sparaliżowana, zupełnie nie kontrolując tego co mówię.
 -Cholera...-szepnęłam cicho, zaciskając powieki. A co ja niby teraz kontroluję?
  Otrząsnęłam się dopiero, kiedy do pokoju wtargnął Hoseok i powiedział, że Jungkook jest już w karetce z Namjoonem, a po nich przyjechał menadżer. Oczywiście Hobi miał zamiar zabrać również mnie.
 -Menadżer raczej nie ucieszy się teraz na mój widok, wezmę taksówkę. Przyjadę zaraz po was- obiecałam zdobywając się na zaskakująco spokojny ton, choć głos dalej mi drżał. Nie było czasu na dyskusje, więc Hoseok tylko kiwnął głową, wcisnął mi do ręki kilka banknotów i zabrał Sugę, a ja zadzwoniłam po taksówkę, jak obiecałam. Kiedy zrobiło się cicho, pobiegłam do sypialni i wyjęłam spod łóżka swoją torbę podróżną. Otworzyłam szafę, którą dzieliłam z Sugą i wszystkie swoje ubrania wrzuciłam do torby. To samo zrobiłam z zawartością szuflad, wieszaków i innych małych szafeczek. Na koniec do podręcznej torebki wrzuciłam paszport, chusteczki, słuchawki, telefon, portfel i kilka innych drobnych, niezbędnych rzeczy. Usłyszałam dźwięk klaksonu w momencie, gdy skończyłam dopinać torbę. Zostawiłam klucze na kuchennym blacie i wybiegłam trzaskając za sobą drzwiami. Przebiegłam przez podjazd na trzęsących się nogach, prawie się przy tym potykając, i wsiadłam do taksówki. Było mi gorąco i słabo z nerwów.
 -Na lotnisko- rzuciłam tylko po angielsku, zanim kierowca zdążył powiedzieć cokolwiek.
 Nie wiedziałam, dokąd się teraz udam, a miałam dwie opcje: zatrzymać się u przyjaciół w Polsce, albo u cioci w Niemczech. Wiedziałam za to na pewno, że muszę raz na zawsze wynieść się z życia chłopaków. Nie pasowałam tam, nie było dla mnie miejsca. Menadżer, Pan Son... oni wszyscy mieli rację.