Dedlajn na poniedziałek. Jestem z siebie dumna. Wyrobiłam się ^^
Ilość słów: 3133
H-Y-L-I
Biegnę. Jest zimno. Słyszę plusk wody,
czyiś ciężki oddech i mocne bicie serca. Moje własne.
Szok i adrenalina ustępują miejsca
wycieńczeniu i chłodowi.
Cała brudna od błota i mokra od deszczu
oparłam się o wilgotny pień drzewa. Nogi ugięły się pode mną, jakby były z waty
i osunęłam się po śliskiej korze na ziemię. Nie płakałam, nie mogłam. Nie
umiałam. Oczy miałam wilgotne, jednak tylko od zimnego deszczu.
Mój telefon zadzwonił. Zgrabiałą,
trzęsącą się ręką wyjęłam go z kieszeni szortów i spojrzałam na wyświetlacz.
Sugar. Następnie próbował się do mnie
dodzwonić Daniel. Potem jeszcze kilka razy Suga. Na koniec Jimin. Siedziałam
pod drzewem w milczeniu wpatrując się w ekran telefonu. Nikogo wokół nie było.
Tylko ja i deszcz. Na ekranie wyświetlił mi się
Ciastek.
Z całej siły rzuciłam telefonem o
najbliższe drzewo, ale nie dostatecznie mocno, żeby się rozbił. Nie miałam
siły. Podniosłam go. Pękła tylko szybka. Chciałam się rozpłakać, chciałam dać
upust temu wszystkiemu. Nie mogłam. Uniosłam głowę
do góry i krzyknęłam. W tym krzyku zawarłam
cały swój ból, gniew, przerażenie… Pomogło. Deszcz częściowo zagłuszał moje
wrzaski, pocieszająca perspektywa. Poszłam wolno ścieżką przed siebie, powoli
się uspakajając. Po chwili byłam już gdzieś na skraju lasu. Drzewa tutaj były
rzadsze niż w głębi. Poznawałam mnie więcej, gdzie jestem, więc skierowałam się
w stronę domu.
Odwaliłam za dużą scenę z tą ucieczką,
ale to był impuls. Chłopaki będą wściekli. Albo się martwią. Nie wiedziałam, co
mam teraz ze sobą zrobić. Był środek nocy, więc nie chciałam przeszkadzać
rodzicom Daniela i iść do niego. Wysłałam mu tylko krótkiego esemesa, że już
wszystko okej i odezwę się, jak będę w domu. Muszę więc wrócić do chłopaków,
ale nie chciałam widzieć Gkuka na oczy.
Napisałam do Jimina, że wrócę, jeśli
wywalą Jeona na noc do kolegów. Miałam w dupie, że jutro od rana wyjeżdżamy i
specjalnie będzie musiał się pospieszyć, żeby być z powrotem przed siódmą. Tak,
dalej chciałam jechać. Za bardzo cieszyłam i nastawiłam się na ten wyjazd, żeby
ktoś mógł mi go ot tak popsuć.
Byłam, delikatnie mówiąc, wściekła na
Jungkooka. I na samą siebie. Nie wiedziałam, czy dobrze zrobiłam uciekając.
Szczerze wątpię. Jeśli chłopaki mnie nie wywalą, wykażą się naprawdę ogromną
wyrozumiałością co do mnie.
Dostałam wiadomość od
ChimChima:
Jungkook wywalony. Gdzie jesteś?
Rozejrzałam się. Wyszłam już z parku,
byłam na mostku, jakieś pół godziny spacerem od domu.
Odpisałam mu gdzie jestem, że
przepraszam za scenę, którą odwaliłam i już wracam.
Dotknęła mnie jeszcze jedna rzecz- dla
mnie, małego, pyskatego problemu, właśnie, prawdopodobnie, bez mrugnięcia okiem
wywalili za drzwi swojego przyjaciela. Szczerze powiedziawszy, nie czułam się z
tym najlepiej. Ale naprawdę ostatnie co chciałam, to go teraz zobaczyć.
Chciałam, żeby ktoś mnie przytulił. Dziwnym trafem, pierwszą osobą, o której
pomyślałam, był Suga.
Byłam cała przemoczona i przemarznięta.
Od biegania w balerinkach z cienką podeszwą bolały mnie stopy. Do tego jeszcze
czułam pieczenie na łydkach. Chyba gdzieś się zadrapałam, ale nie pamiętam,
żebym biegała przez chaszcze. Szłam, a właściwie zataczałam się, wolno przed
siebie, potykając się o własne nogi, w całkowitych ciemnościach. Na szczęście
drogę znałam na pamięć i spokojnie mogłabym dojść z opaską na oczach- często
jeździliśmy tędy na wycieczki rowerowe, albo piesze spacery. Jednak nie miałam
siły. Chciałam położyć się na tym mokrym chodniku i zasnąć. I obudzić się w
ramionach Sugi.
Dlaczego akurat jego?
Usłyszałam swoje imię, tak jakoś z oddali.
Chłopaki. Szukali mnie.
Rozpoznałam głos Jimina i wysłałam mu
esemesa, że ja słyszę i żeby się nie darł, bo to wiocha. Nie miałam siły
odkrzyknąć. Miałam sucho w ustach.
Moje oczy częściowo przyzwyczaiły się
już do ciemności i zobaczyłam na horyzoncie dwie biegnące w moją stronę
postacie. Jedną z nich z pewnością był Jimin. Drugiej nie rozpoznawałam. Było
za ciemno, a oni za daleko. Miałam nadzieję, że to nie Jungkook. Chociaż już
wyobrażałam sobie, jak rzucam się w ramiona Jiminowi, a potem z całej pety daję
Jungkookowi z liścia i zostawiam go na tym deszczu. To była piękna wizja. W
miarę, jak chłopaki się zbliżali, poznałam Taesia. Właściwie, to była osoba, do
której teraz najchętniej bym się przytuliła, zaraz po Sudze. Taehyung po prostu
podnosił mnie na duchu samą swoją obecnością.
Tae dosłownie wpadł na mnie z
rozpędu
i mocno objął. Zaraz po nim
dołączył się Jimin.
-Nigdy… więcej… tak… nie rób…- wydyszał
z ulgą Tae.
Wtuliłam się w niego i Jimina. Tae zdjął
z siebie deszczówkę i szczelnie mnie nią owinął.
-Masz pojęcie, jak się o ciebie
martwiliśmy?- pytał Jimin z niekrytym wyrzutem.
Pokręciłam głową.
-Przepraszam- szepnęłam bez sił.
Jimin, kiedy zobaczył,
z jakim trudem idę, wziął mnie na ręce i
zaniósł do domu, pomimo moich protestów. Całą drogę przeszliśmy w milczeniu.
Nie wiem, jakim cudem udało mu się mnie nieść przez całą drogę. Oparłam głowę o
jego tors i zamknęłam oczy.
W pewnym momencie usłyszałam trzask
furtki, a potem drzwi frontowych. Chciałam dojść o własnych siłach, ale Jimin
mnie nie puścił.
-Na twoim miejscu już bym się nie
odzywał- warknął wnosząc mnie do salonu i kładąc na kanapie.-Czy ty zdajesz
sobie sprawę, jak wszyscy się o ciebie baliśmy?
Wydukałam przeprosiny i spuściłam głowę.
Nogi od stóp do łydek miałam całe zakrwawione. Musiałam jednak biec przez
krzaki, albo inne chwasty. To zimno mnie znieczuliło tak, że nie czułam bólu.
Po chwili usłyszałam, że ktoś wchodzi, a
dokładnie wbiega do domu. Po chwili wokół mnie owinęły się mokre ramiona Sugi.
-Nigdy więcej nie uciekaj- wyszeptał mi
do ucha łamiącym się głosem. Jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby jego głos się
łamał. Płakał?
Na samą tę myśl ścisnęło mnie w żołądku.
-Nigdy więcej- obiecałam.
Ktoś poszedł napuścić do wanny gorącej
wody, a Jin zaczął opatrywać mi nogi, mrucząc pod nosem.
-Jak można być tak bezmyślnym…
Suga pomógł mi wejść na górę, bo nogi
bolały mnie jak jasna cholera i ledwo mogłam chodzić. Już pomijając mięśnie i
siniaki, to strasznie głęboko się podrapałam. Co prawda, nogi już nie krwawiły
i zostały spryskane plastrem w sprayu, żebym mogła jakość wejść do wanny, ale
okropnie piekły. W łazience czekała już na mnie napełniona wanna z wielką masą
piany, piżama i czysty ręcznik. Usiadłam na krawędzi wanny, nie mogłam utrzymać
się na nogach. Suga zdjął ze mnie kurtkę Taehyunga i położył ją na blacie od
umywalki.
-Poradzisz sobie?- spytał.
Nie mogę stać, ale przecież nie poproszę
cię, żebyś mnie rozebrał- pomyślałam. I po sekundzie namysłu powtórzyłam na
głos.
-Dobra, poradzę sobie. Idź już- dodałam
z uśmiechem, choć Suga nie wyglądał na zmieszanego. A może to właśnie dlatego.
-Jeśli chcesz, żebym cię rozebrał,
wystarczy poprosić- odparł.
-Następnym razem- obiecałam.
-Trzymam za słowo- szepnął wychodząc.
Jakimś cudem udało mi się wstać i doczłapać do
luster. Spojrzałam na siebie i zaczęłam wyliczać, do której postaci z horroru
jestem teraz najbardziej podobna. Muszę zainwestować w wodoodporny tusz do
rzęs. Zdjęłam z siebie ubrania, co nie było wcale takie proste, gdyż niejako
były całe przemoczone. Rzuciłam je obok wanny i powoli weszłam do środka.
Skrzywiłam się, gdy moja przemarznięta skóra dotknęła gorącej wody. Powoli
zanurzałam się aż po szyję. Zadrapania piekły mnie jak jasna cholera.
Ktoś zapukał do drzwi.
-Radzisz sobie?- usłyszałam głos Sugi.
-Radzę sobie- potwierdziłam.
-Mogę wejść?
-A po jaką cholerę?- spytałam zmęczonym
głosem.
-Chcę wziąć szczoteczkę do zębów i płyn
do mycia- odparł.-Mogę?
Przytaknęłam. Teoretycznie miałam nad
sobą wystarczającą ilość piany, żeby czuć się bezpiecznie.
Usłyszałam, jak naciska klamkę i wchodzi
do środka. Zamknął za sobą i drzwi i podszedł do szafek, zaczął grzebać w
jednej z nich. Miałam wrażenie, że celowo to przeciąga.
-Dalej chcesz z nami jechać?- odezwał
się w końcu, nie odwracając się do mnie. Zamknął szafkę i wpatrywał się w moje
odbicie w lustrze.- Bo Jungkook nie ma wyjścia, musi.
-Chcę, bardzo chcę- odparłam- ale
jednocześnie nie chcę znowu być dla was obciążeniem.
-A kto ci tak powiedział?
-Nikt, ale nie jestem ślepa, Yoongi.
Poza tym zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo wkurzony musi być na mnie wasz
menadżer… i ogólnie cała wytwórnia.
Uśmiechnął się.
-Czy ja naprawdę jestem jedyną osobą,
która na nich leje?- spytał zabierając swoje rzeczy.
-Mnie nie wypada- odparłam.
-Czemu?- dopytywał.
Stał nade mną, ale jakoś czułam się w
jego towarzystwie swobodnie. Prócz niego do takich osób mogłabym zaliczyć tylko
Taesia i Daniela. Nikogo innego nigdy nie wpuściłabym do łazienki podczas
kąpieli.
-Spójrz na to z ich strony-zaczęłam.-
Jest sobie świetnie zapowiadająca się grupa. Dużo i systematycznie ćwiczy i
trenuje. W pewnym uwiesza się na nich jakaś małolata. Zabiera im czas, nie
pozwała wrócić do Korei i jeszcze krok w krok za nimi chodzi.
Świetniezapowiadającasięgrupa ma już mniej czasu na treningi, małolata zabiera
im wolny czas i dekoncentruje. Do tego jeszcze jest bezczelna wobec ekipy.
-Trafnie ujęte- ocenił.
-Dzięki- prychnęłam.
-Szczególnie, jeśli chodzi o dekoncentrację-
stwierdził i pochylił się w moją stronę. Wiedziałam, że chce mnie pocałować,
ale tym razem, żeby znów nie przyszła mu do głowy ucieczka, objęłam go mokrymi
rękoma za kark i przyciągnęłam do siebie. Piana poniekąd ratowała mi życie.
W pewnym momencie stracił równowagę,
poślizgując się na moich rzeczach. Wpadł do wody, która z głośnym pluskiem
rozlała się dookoła wanny.
-Nie miałeś iphona w kieszeni?- spytałam
tylko żartobliwie, na co on pokręcił przecząco głową.
Przyglądałam się jego oczom, lśniącym
kropelkom wody na twarzy i mokrym kosmykom jego włosów.
Przylgnął do mnie całym ciałem i zaczął
mnie całować, opierając się rękoma o wannę. Błądził rękoma po moim ciele, co
było nieziemsko przyjemne. Nie czułam już pieczenia na łydkach, mój świad zawęził
się tylko do dotyku i samej obecności Yoongiego. To był mój własny, prywatny
raj. Moje ręce same powędrowały do guzików jego koszuli i zaczęły się z nimi
szarpać, jednak bezskutecznie. Suga, rozbawiony mają nieporadnością, sam
wprawnie zaczął je rozpinać.
Dokładnie w tym momencie ktoś wpadł do
środka. Miałąm niejasne przeczucie, kto to miał być. Aish, mieliście go
wywalić. Chyba odkryłam w sobie jakieś powołanie religijne, czy coś takiego, bo
zaczęłam się modlić, żeby to jednak był Jimin. Jego najmniej obeszło by to, co
właśnie tu zobaczył. Mogłabym kochać się teraz z Sugą na kanapie w salonie (o
czym ja myślę?), a Jimin po prostu wziąłby popcorn, czy inne chrupki, usiadłby
obok nas i zaczął oglądać telewizję.
Odwróciłam się ostrożnie, żeby piana
została na miejscu i zobaczyłam Jungkooka.
Zabijcie mnie. Proszę. Proszę, proszę,
proszę.
On tylko odwrócił się i wyszedł,
trzaskając za sobą drzwiami. Chciałam, żeby na mnie nakrzyczał, cokolwiek.
Milczenie zawsze jest najgorsze.
-Co zamierzasz?- spytał Suga.
Bezczelność.
Nie wiem, masz jakiś pomysł?
-Podaj mi ręcznik- poprosiłam.
Yoongi posłusznie wyszedł z wanny i
podał mi ręcznik, zalewając przy tym całą łazienkę. Mokra koszulka przylepiła
się do jego umięśnionego ciała. Chłopak, jakby czytając mi w myślach, odwrócił
się tyłem, żebym mogła spokojnie wyjść z wanny.
Wróć. Dyskretnie spoglądał na lustrzane
szafki.
-Mógłbyś nie podglądać?- oburzyłam się.
-Nagle się mnie wstydzisz?- żachnął
się.-To może jeszcze wyjdę oknem? Co ty na to?
Bardzo chętnie.
-Dupek- prychnęłam.
-Jakbym to ja właśnie zdradzał
Jungkooka- odciął się.
-Wcale nie kazałam ci pakować mi się do
wanny!
Zaśmiał się.
-Wcale nie kazałem ci wciągać mnie do
tej wanny i całować- odparł.
-To ty mnie pocałowałeś- zarzuciłam.
-A ty nie miałaś nic
przeciwko-zauważył.-Co teraz zamierzasz?
-Nie wiem- przyznałam.
-To lepiej się zdecyduj- warknął
urażony, po czym wyszedł. Drzwiami.
Spodziewał się pewnie odpowiedzi, że
chcę być tylko z nim. Ale ja nie wiem. Po prostu nie wiem. Czekają mnie trzy
poważne rozmowy- ze sobą, Kookim i Sugą. Nie wiem, która będzie najtrudniejsza.
Wszystko się chrzani.
Noż jasna cholera.
Nie mogłam spać. I nie wiedziałam gdzie.
Siedziałam więc w ciemnym salonie na
kanapie z podkurczonymi nogami. Nie mogłam zasnąć. Przyglądałam się majaczącym
w ciemności kształtom i wsłuchiwałam w głuche bębnienie wiosennego deszczu.
Poczułam pieczenie na łydkach. Nieświadomie rozdrapywałam rany, zupełnie jakbym
próbowała zakryć jeden ból innym.
Nie miałam pojęcia, jak długo już tak
siedzę. W pewnym momencie usłyszałam, że ktoś schodzi na dół.
-Sui?- usłyszałam szept Hoseoka.
-Ja- potwierdziłam cicho.
-Co ty tu robisz?
-Siedzę. A ty?
-Jestem głodny. Mogę zapalić światło?
Przytaknęłam. Usłyszałam pstryk przełącznika i
oślepiło mnie światło. Zacisnęłam na chwilę powieki. Obok mnie przysiadł się
J-hope.
-Chodzi o Jungkooka?- spytał z troską w
głosie.
-W pewnym sensie- odparłam, dalej
siedząc w tej samej pozie, co wcześniej.
-Co się dzieje?- drążył.
Objął mnie w ramiona i zaczął kołysać.
Coś we mnie pękło. Wzięłam głęboki oddech i wygadałam się mu od deski do deski,
zanim zaczęłam tego żałować. Wraz ze słowami popłynęły pojedyncze łzy. Ale
tylko pojedyncze.
-Co mam zrobić? Proszę, pomóż mi…-
błagałam.
-Chciałbym ci pomóc. Ale nie możemy nic
zrobić, dopóki nie będziesz wiedziała, kogo wybierzesz.
On nie był na mnie nawet zły, czy
obrażony, że tak mącę w uczuciach jego przyjaciół. I to pomimo, że on sam miał
złamane serce przez jedną z jego fanek. Hoseok się w niej zakochał, ale ona
chodziła z nim tylko, żeby się pokazać. Potem upokarzająco z nim zerwała,
również w tym samym celu. A chłopak naprawdę był w niej zakochany. Dlatego na
początku mi nie ufał.
Zawiodłam jego zaufanie.
-Krwawisz- zauważył cicho i spojrzał na
swoje zakrwawione szorty.
-Nic mi nie jest- odparłam cicho w jego
szyję.
Hoseok wstał i wyszedł na chwilę. Po
chwili wrócił z apteczką. Gazikiem delikatnie zaczął przemywać moje nogi i
owijać je bandażem.
Nie krzywiłam się. Wiedziałam, że
bolało, ale tego bólu nie czułam. Po prostu zagłuszał go inny, silniejszy.
Nad ranem obudziłam się w łóżku Hoseoka.
Wymknęłam się po cichu, zabrałam mp3, czyjąś bluzę i wyszłam. Chciałam
pobiegać, przewietrzyć się, powdychać świeżego powietrza. Kiedy wyszłam zadałam
sobie tylko jedno pytanie. Z boku musiało brzmieć naprawdę samolubnie.
Yoongi,
czy Jungkook?
Spodziewałam się, że teraz zacznie się
długa narada z moimi myślami. Że będę wymieniać wszystkie ich cechy, wszystkie
swoje cechy, zachowania, w jaki sposób czuję się przy każdym z nich. Myślałam,
że wrócę ze łzami w oczach ze swojej bezradności, że nie dam rady podjąć
decyzji. Jednak odpowiedź nasunęła się od razu. Widziałam jego pozlepiane od
wody różowe strąki włosów, ciemne, błyszczące oczy, czułam na sobie jego dotyk
i miękkie usta, pamiętałam jego perfumy, które były jednocześnie
najpiękniejszym zapachem na tej ziemi. Słyszałam jego łamiący się głos, gdy
wrócił wczoraj wieczorem.
Yoongi.
Było po piątej. Zawróciłam do domu,
zanim chłopaki zaczęli myśleć, że znów uciekłam.
Jedna rozmowa za mną. Miałam niejasne
przeczucie, że to była ta najłatwiejsza.
Po cichu weszłam do domu i zastałam w
kuchni Sugę z kubkiem kawy. Nawet niepilnowany zrywał się bladym świtem.
-Cześć- przywitałam się.
Nie odpowiedział.
-Jesteś na mnie zły?
-A powinienem?- odpowiedział szybko
pytaniem na pytanie.
Wcześniej wydawało mi się słodkie, że na
pytania, na które powinnam znać odpowiedź odpowiadał w taki sposób.
Nie do końca wiedziałam, o co mu chodzi.
To było irytujące. Wyjęłam z zamrażarki paczkę lodów waniliowych, wzięłam łyżkę
i poszłam do salonu. Opadłam na kanapę i przytuliłam się do zimnego opakowania.
Lody nie pytają, lody rozumieją.
Zupełnie, jak czekolada.
Suga nie zwracając na mnie najmniejszej
uwagi, przeszedł tuż obok i udał się na górę. No dobra. Teraz, albo nigdy.
-Zaczekaj!- zawołałam za nim.
Bez słowa odwrócił się w moją stronę.
Ściągnęłam go za rękę z powrotem na dół i zadałam jedno pytanie. Trudne i
podchwytliwe. Odpowiedź poniekąd miała rozwiać wszystkie moje obawy.
Zadając je patrzyłam mu głęboko w oczy,
jakbym chciała wynieść stamtąd odpowiedź, zanim jeszcze padła.
-Kochasz mnie?- wydusiłam z siebie.
-A powinienem?
Miałam ochotę go udusić, a potem
pocałować. Ewentualnie w odwrotnej kolejności.
Paszport-jest, telefon-jest, portfel-jest, słuchawki- są. Możemy jechać.
Pod budynek podjechał duży, biały van.
Osobiście wolałam czarne, ale trudno. Był większy niż ten, którym woził nas
Jin. Przezornie usiadłam na samym końcu, między Sugą i Jiminem, żeby być jak
najdalej od szofera. Jungkook siedział razem z Taehyungiem na samym początku.
Nie odzywał się od wczoraj. Będę musiała sama zacząć rozmowę. Później. Teraz
mam inne dylematy. Zastanawiałam się, czy Suga się obrazi, jeśli położę głowę
na ramieniu Jimina. Jimin ma wygodniejsze ramiona. Choć i tak wolę dotyk i
bliskość Sugi, niż jego. Dlaczego życie musi być aż tak skomplikowane? Wyjęłam
słuchawki i po chwili namysłu położyłam się na ramieniu Jimina. Nie
protestował. Po chwili Suga użyczył sobie mojego ramienia. Problem rozwiązany.
Nie wiem, jak chłopakom, ale mnie było wygodnie. Zamknęłam oczy. Otworzyłam je
dopiero, kiedy Jimin mnie obudził. Wyszeptał, że dojeżdżamy.
Kiedy zaspana zobaczyłam przez okno
kamery i paparazzi, myślałam, że zaraz dostanę pierdolca. Nie miałam lusterka,
a nie wiedziałam, czy się nie rozmazałam! Dosłownie uciekaliśmy do odprawy.
Jimin był wyraźnie zawiedziony, że obejdzie się bez żadnego wywiadu. Sudze zaś
udało się „przypadkiem” rozbić jakiś aparat. Nie wyglądał na skruszonego.
Przez prawie dwie godziny lecieliśmy
klasą ekonomiczną, więc przez prawie dwie godziny siedziałam przytulona do Sugi,
udając, że nie znam nikogo więcej. Spodziewałam się odrobiny powagi przynajmniej
po Jinie, ale się przeliczyłam. Tłumaczyłam sobie ich zachowanie tym, że po
prostu wracają do domu, do swojego życia. I chwilami nachodziły mnie myśli że
jestem w tym życiu intruzem.
We Frankfurcie wylądowaliśmy o
jedenastej. Samolot do Seulu mieliśmy dopiero o trzynastej, więc znaleźliśmy
orientalną koreańską restaurację i postanowiliśmy coś zjeść. Za każdym razem,
kiedy Jungkook znajdował się w odległości mniejszej niż 50 metrów od Yoongiego,
powietrze stawało się tak gęste, że ledwo mogłam oddychać. Nie miałam wyboru,
musiałam kiedyś porozmawiać z Kookim. Ale po prostu nie umiałam. Z jednej
strony nie chciałam go ranić, choć jednocześnie z drugiej strony wiedziałam, że
zostawiając tą sprawę niewyjaśnioną, robię mu jeszcze większą krzywdę.
Tym razem, na ponad dziesięć godzin
mieliśmy do dyspozycji pierwszą klasę. Położyłam się w swojej kabinie w
wygodnym fotelu i czułam, jak ściska mi się żołądek na myśl o rozmowie z
Jungkookiem. Miałam przed sobą dziesięć godzin zamknięcia w pudełku razem z nim
i Sugą. To nawet samo w sobie nie brzmiało najlepiej.
-Coś się dzieje, Sui?- usłyszałam głos
Taehyunga.- Wyglądasz na przybitą.
Zakuło mnie to, że jeszcze przed chwilą
był taki radosny, a teraz wyraźnie się o mnie martwił. Nie chciałam mu psuć
powrotu do domu. To było dla niego ważne. Wysiliłam się więc na sztuczny
uśmiech i udawałam, że po prostu się zamyśliłam.
-Możesz pogadać z Jungkookiem?- spytał.-
Chyba coś go męczy.
Taeś był słodki i zawsze mnie pocieszał.
Jednak nie potrafiłam ocenić czy jest dla mnie jak starszy, czy młodszy brat.
Albo nie był zbyt spostrzegawczy, albo starannie to maskował. Po kim, jak po
kim, ale po dwudziestolatku z osobowością 4D idzie spodziewać się wszystkiego.
Uznałam, że to wyrok niebios, że tak
musi być. Wstałam i, z miną jakbym szła na ścięcie, podeszłam do kabiny
Kookiego. Już byłam gotowa wziąć wszystko na siebie, wysłuchać największych
obelg, a nawet znieść jego łzy.
Tymczasem, chłopak rozłożył swój fotel,
by pełnił funkcję łóżka i spał. Stop. Mrugał. Nie spał.
-Chyba powinniśmy pogadać- odezwałam się
cicho, siadając na brzegu łóżka.
Żadnej reakcji. Wkurzyło mnie to, że nawet
teraz zachowywał się jak dziecko.
-Jungkook, wiem, że nie
śpisz-naciskałam, jednak znów się nie poruszył.- Jungkook, jasna cholera,
możemy porozmawiać, jak cywilizowani ludzie? Jeśli dalej masz zamiar zachowywać
się jak siedmiolatek, to cieszę się, że wtedy przyszedł do mnie Suga. Chyba
właśnie brakowało mi prawdziwego faceta. Jesteś okropnym dzieckiem, wkurzasz
mnie już samą swoją obecnością- wypaliłam.
Zaraz pożałowałam tych słów. Nie
czekając na reakcję, szybkim krokiem zaczęłam szukać Sugi. Łóżka w kabinach
były wąskie, a kabiny w ogóle przeznaczone były tylko dla jednej osoby, ale nie
chciałam siedzieć teraz sama. Yoongi bawił się właśnie telewizorkiem. Nie wiem,
co dokładnie usiłował zrobić, ale zastanawiało mnie, ile kosztowałoby
odkupienie takiego czegoś. Wepchnęłam się jakoś bokiem na jego fotel i mocno do
niego przytuliłam. On tylko mnie objął nic nie odpowiadając. Wiedział, że jeśli
będę chciała coś powiedzieć, sama to zrobię. Nie pytał głupio, czy coś mi jest,
skoro dobrze sam to widział. Chyba właśnie za to go kochałam. Czułam, że im
dłużej z nim jestem, tym bardziej czuję, że właściwie wybrałam. Czułam, że tym
łatwiej będzie mi porozmawiać z Jungkookiem.
-Dlaczego chcesz być akurat ze mną?-
spytałam w pewnym momencie, gdy już się uspokoiłam.
-Bo cię kocham- odparł.
Mimo, że teoretycznie to wiedziałam, te
słowa nigdy nie padły wprost z jego ust. Jednak nie brzmiały dziwnie.
-Dlaczego mnie kochasz?- drążyłam. Byłam
po prostu ciekawa. Jego odpowiedzi.
Wyłączył telewizor i oparł głowę o
fotel. Teraz byliśmy tylko my. Wszystkie rozmowy z zewnątrz jakby ucichły.
-Bo od początku mnie zaintrygowałaś.
Byłaś taka… inna. W najlepszym tego słowa znaczeniu. Byłaś silna. Nie mogłem
zranić cię moimi żartami. Byłem po prostu ciebie ciekaw. Mówiłaś o zmarłym
tacie, zmarłej siostrze, ale żyłaś dalej, jakby to była normalna część twojego
życia. To wydarzyło się tak nie dawno, ale nie miałaś na sobie po tym żadnych
śladów. Ja… też miałem młodszą siostrę. Miała dziesięć lat. Wpadła pod
samochód, kiedy była pod moją opieką. Mimo, że minęło już sporo czasu, zanim
się pojawiłaś żyłem tym wypadkiem, obwiniałem siebie… obwiniałem ten świat za
to, że jest taki niesprawiedliwy. Wtedy spotkałem ciebie. Kogoś, kto przeżył to
samo, co ja, a jednak dalej się trzyma. Zrozumiałem, że z takimi rzeczami można
żyć dalej, normalnie.
Kiedy skończył mówić zorientowałam się,
że zapomniałam oddychać.
-Ale ty jesteś silny- poprawiłam.
-Możliwe, ale nie tak, jak ty- upierał
się.- Po wypadku załamałem się. Można powiedzieć, że chłopaki mnie uratowali.
Czułam, że się uśmiechnął na to
wspomnienie.
-A więc teraz ty ratujesz mnie?
-Mniej więcej- odparł.
-A więc chcesz ze mną być, bo jestem
silna?- dopytywałam. Jeszcze nie rozmawiałam z nim w taki sposób. To było całkiem
przyjemne. Odprężające.
-Mniej więcej. Tylko, jest jeden dość
spory problem- zaczął.
-Wiek?- przestraszyłam się. To była
niestety rzecz, na którą nic nie poradzę, ale sześć, czy siedem lat to nie aż
tak dużo. Prawda? Poza tym, jeśli ktoś czuje się przy danej osobie, jakby był z nią jednym, jeśli ktoś rozumie ją bez słów, wiek nie gra najmniejszej roli.
-A uważasz to za problem?- tym razem to
w jego głosie słychać było mieszane uczucia. Zaprzeczyłam.
-Chodziło mi bardziej o to, że… masz dokładnie
taki sam charakter jak ja i po prostu nie wiem, jak ze sobą nawzajem
wytrzymamy.
Odetchnęłam z ulgą.
-Martwiłabym się raczej o to, jak inny wytrzymają z nami- zaśmiałam się.
Miałam dziwne przeczucie, że to jednak czysta
prawda.
Przez resztę dnia wygłupiałam się z
chłopakami. Zdążyłam już zapomnieć o Jungkooku, który na cały lot zaszył się w
swojej kabinie. Jednak w pewnym momencie Jimin zaciągnął mnie na stronę i powiedział,
że maknae płacze.
Are you
fucking kidding me? What am I to you?
Am I easy
to you? Are you playing with me?
You are in
danger now.
Why are you testing me?
Why are you testing me?
Don’t get
me twisted.
You hurt
me so!
You hurt me so!
You hurt me so!
Don’t get
me twisted
You are
too bad to me!
You are too bad to me!
You are too bad to me!
Don't get me twisted.